10.2020 - NOWY POST
- Strona główna »
- opowiadanie »
- ROZDZIAŁ VI
25 paź 2013
Skrzypienie
wielkich drzwi odbiło się echem w ciemnym pomieszczeniu. Aeis
przywitała przybyszów pustym spojrzeniem z wyhaftowanego wizerunku
na znanym już Julii gobelinie. Dziewczyna przypatrzyła się jeszcze
raz świetlistej bogini, która z nowej perspektywy już nie wydawała
się obca, a symbolika całego obrazu nabierała sensu. Nastolatka
zmrużyła oczy. Miała wrażenie, że krawędzie gobelinu zaczynają
się delikatnie rozmywać; czarnym ptakom u boku Aeis łagodnie
falowały pióra, a groteskowe twarze wizerunków słońca i księżyca
coraz bardziej się wykrzywiały. Stała tak otumaniona, kiedy na
ramieniu poczuła dłoń Daniela.
– Chodź –
powiedział cicho, lecz stanowczo.
To było dziwne
doświadczenie. Schodząc po kolejnych stopniach wąskiego korytarza,
słyszała wyraźnie każdy stawiany krok, każdy jego wędrujący po
ścianach pogłos oraz każdy nerwowy oddech Daniela za swoimi
plecami. Zapach powietrza nabrał dziwnej wyrazistości, a opuszkami
palców czuła dokładną chropowatość powierzchni muru, którego
się podtrzymywała. Nagle zatrzymała się, zafascynowana doznaniami
dotyku faktury ściany. Jej zmysły wyjątkowo się wyostrzyły, lecz
ona sama była jak w transie. Zaczęła wodzić palcami po
szczelinach, z których wydobywały się chłodne podmuchy
zewnętrznego powietrza, przyjemnie muskające skórę.
– Julia. –
Szept Daniela zawibrował w jej uchu. – Na Boga, skup się.
Cholera, powinienem był dać ci najwyżej połowę tego prochu.
Nastolatka
raptownie odwróciła się do rozmówcy. Zaskakująco śmiało
popatrzyła w jasne oczy chłopaka, które w otaczających
ciemnościach przypominały jej dwa mieniące się kamienie
szlachetne. Wcześniej nie odważyłaby się tak pewnie i tak blisko
skonfrontować z młodzieńcem. To spojrzenie ani trochę nie
przypominało jej dotychczasowego, zawsze spłoszonego i pełnego
zażenowania wzroku. Uśmiechnęła się.
– Spoko. Jest
dobrze – wypowiadała ostrożnie poszczególne słowa, zaskoczona
ich dziwnym, wielowarstwowym brzmieniem w głowie. – Nie jest mi
zimno i wcale się nie boję. Czuję się wręcz... bosko. –
Ostatni wyraz ozdobiła dźwięcznym chichotem, jednak młodzieńcowi
wcale do śmiechu nie było. Ten nagły wzrost pewności siebie u
dziewczyny paradoksalnie zaczął go niepokoić. Stawała się
nieprzewidywalna i tracił nad nią kontrolę.
Julia faktycznie
czuła się nieziemsko. Wiedziała, co prawda, że doświadcza efektu
działania tajemniczej tabletki, jednak świadomość ta nie była w
stanie podważyć jej nadspodziewanej śmiałości. To przypominało
trochę upojenie alkoholem, jednak z efektem odwrotnym do
przytępienia zmysłów czy spowolnienia refleksu. Podobało jej się
to. Miała wrażenie, że całe dotychczasowe życie było jedynie
przygotowaniem do tego kluczowego epizodu, który lada moment
przeistoczy ją z szarej nastolatki w główną bohaterkę
patetycznej historii. I tym samym zmieni dalszy bieg dziejów,
oczywiście.
Kiedy dotarli do
zrujnowanych krużganków, na dziedzińcu tłum kapłanów wyczekiwał
już nadejścia bogini. Julia przywołała w pamięci poprzedni
wieczór i wzdrygnęła się na wspomnienie swojej ówczesnej
niewiedzy. Zadarła głowę ku ciemniejącemu niebu. Kamienna Aeis
wciąż wzbudzała podziw rozmiarami i majestatem, jednak dopiero w
świetle dnia uwidaczniał się sędziwy wiek posągu. Z licznych
pęknięć wyrastały martwe źdźbła i liście, a im wyżej sięgał
wzrok, tym więcej można było doliczyć się niechlubnych ptasich
ozdobników. Pomimo tych brutalnych oznak przyziemności, z
niewzruszonej twarzy bogini biła duma i potężna wewnętrzna moc,
które wzbudziły w Julii nieopisany respekt i pokorę. Ktokolwiek
wieki temu wyrzeźbił ten kamienny cud, musiał posiadać talent
godny samego Pigmaliona*.
– Znowu się
zawiesiłaś – westchnął Daniel i z wyraźnym poirytowaniem
pociągnął dziewczynę za rękę. Jego dłoń była lodowato zimna,
a uścisk mocny. Z bezwiedną przyjemnością pozwoliła mu się
prowadzić wzdłuż korytarzy krużganków, aż zeszli na ostatnie
piętro. Tam jednak ominęli główne zejście na dziedziniec, z
którego Julia miała okazję przekoziołkować poprzedniego
wieczoru, i podeszli pod wielki marmurowy blok od drugiej strony
placu. Był na tyle duży, że całkowicie zasłaniał tłum wiernych
zgromadzonych na dole.
Już z daleka
dostrzegli zakapturzonego mężczyznę w równie eleganckich co
Daniel szatach, który czekał, opierając się o błyszczącą
ścianę marmuru. Kiedy tylko usłyszał zbliżające się kroki,
zerwał się na równe nogi, następnie odsłonił głowę i prędko
skłonił się tak głęboko, że siwe kosmyki włosów zupełnie
zakryły mu twarz. Daniel w stosunku do niego uczynił to samo.
– Eminencjo,
najświętsza bogini jest gotowa odprawić błogosławieństwo –
rzekł z powagą chłopak, przerywając krępującą ciszę.
– Witaj,
najjaśniejsza pani. – Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. –
To największa dla mnie radość gościć cię w najstarszej
ardmorskiej świątyni wzniesionej ku twojej czci. – Julia
rozpoznała w rozmówcy starca, za którego kościelnym głosem
zawędrowała tu dzień wcześniej. – Nazywam się Elmud Negwar,
pani, pełnię zaszczyt bycia pierwszym arcykapłanem enklawy –
mimo poruszenia mówił powoli, tonem mentorskiego kazania, lecz z
pokorą. – Pragnę przeprosić cię dozgonnie za nietaktowne
powitanie dnia wczorajszego. Twój powrót, najświętsza, tak bardzo
wyczekiwany od lat, stanowi dla dzieci twych błogosławieństwo samo
w sobie. Racz zatem wybaczyć brak zorganizowania minionego wieczoru,
kiedy twoje nowe ziemskie ciało odmówiło posłuszeństwa. –
Pozostał w ukłonie, co wytworzyło niezręczną ciszę w
oczekiwaniu na reakcję dziewczyny.
– No... Nic nie
szkodzi – wybąkała, lecz po karcącym spojrzeniu Daniela
wywnioskowała, że nie tędy droga. – Jednak ja... Byłam bardzo
zmęczona. Podróżą. I nowym ciałem. Ale tym razem wybaczam wam –
dodała z delikatnie władczą nutą w głosie, jednocześnie
zastanawiając się nad pojęciem tego „nowego ciała”. Nie czuła
się komfortowo z płaszczącym się przed nią człowiekiem, który
równie dobrze mógłby być jej dziadkiem. W teorii była teraz
boginią, ale... Czy siwobrody naprawdę wierzył w prawdziwość jej
inkarnacji?
Starzec
wyprostował się i uśmiechnął, obdarzając nastolatkę przyjaznym
spojrzeniem pełnym ciepła oraz dziwnej wyrozumiałości, jakby to
on właśnie wybaczał swojej rozmówczyni nieprofesjonalność w
byciu boginią. Mężczyzna zdawał się zaglądać do samej głębi
jej duszy, niemal na wskroś przeglądając jej tajemnice, i gdyby
nie działanie cudownej tabletki, Julia zapewne w mig okazałaby lęk
przed wykryciem prawdy. Z lekkim trudem odwzajemniła uśmiech.
– Dziękuję,
pani. Proszę pozwolić mi rozmówić się chwilę z bratem Danielem
na tematy organizacyjne – rzekł spokojnie mężczyzna, na co
nastolatka skinęła głową. Sędziwy kapłan ponownie odpowiedział
uśmiechem, a następnie zwrócił się do Daniela, obejmując go
przyjacielsko ramieniem. – Jesteśmy gotowi na rozpoczęcie
ceremonii. Przygotowałem aktualną listę duchownych w świątyni,
którzy czekają na błogosławieństwo... – Podał chłopakowi
zwinięty rulon papieru. Dalej rozprawiał o innych szczegółach
przygotowań, jednak Julia już ich nie słuchała. Podeszła do
gładko wypolerowanej ściany marmurowego bloku, zafascynowana swoim
odbiciem.
Jasna tafla
kamienia ukazywała młodą dziewczynę z wysoko uniesioną głową i
okrągłymi, szeroko otwartymi oczami. Ciemne, lekko falujące włosy
okalały bladą twarzyczkę, spływając do zakrytych płaszczem
ramion. Postać w odbiciu delikatnie zsunęła wierzchnie odzienie,
które opadło na ziemię. Wcale nie czuła zimna. Po chwili zdjęła
również i buty, a gołe, ozdobione złotymi bransoletami stopy
spoczęły na chłodnej posadzce. Białe nogi oraz ręce dziewczęcia
stapiały się w ściennym zwierciadle z bielą półprzeźroczystej
tkaniny, czyniąc postać ulotną zjawą, której biżuteria
połyskiwała jak magiczne iskierki. Julia widywała swoje odbicie
już tysiące razy, jednak dopiero teraz po raz pierwszy ujrzała tam
naprawdę siebie.
– Och, Danielu,
bracie drogi, skąd tyleż w tobie powagi i spięcia? – Dotarł z
tyłu głos rozbawionego staruszka. – To pora, aby się radować z
tej niezwykłej okoliczności, o której wielu z nas nawet nie
marzyło. – Elmud machnął ręką: – A zresztą, od kiedy
pamiętam, pełno w tobie było tej całej sztywności i zbytniej
estymy do wszystkiego, a przecież to ty ciągle jesteś młody,
podczas gdy dusza moja z roku na rok tylko wysycha. – Arcykapłan
zerknął na młodą boginię i zamilkł, widząc ją teraz w pełnej
okazałości. – Bracie ze Shyadu... – zaczął, nie czekając już
na odpowiedź wzburzonego poprzednimi zdaniami młodzieńca. –
Aż dziw bierze, że w tę drobną istotę przeistoczyła się taka
potężna moc. A ona dopiero będzie się przebudzać! Trwogą
napełnia mnie wyobrażenie momentu, w którym to nastąpi. Spójrz
na naszą boginię, Danielu, i raduj oczy tym widokiem. Kto wie,
kiedy zawita do nas następnym razem... – Elmud uśmiechnął się
pod nosem i dziarsko poklepał zmieszanego młodzieńca po plecach,
po czym odszedł na dziedziniec, czyniąc wcześniej delikatny ukłon
w stronę Julii. Pogrążona w swoim świecie dziewczyna nawet się
nie zorientowała, kiedy ponownie zaczepił ją Daniel.
– Hej, bogini,
już pora – rzekł młody kapłan, wyraźnie podenerwowany rozmową
ze starcem. Jak miał się radować, skoro cała ta inscenizacja była
jedynie mydleniem oczu w celu ratowania własnej skóry! Nikt poza
nim samym i półprzytomną w tym momencie nastolatką nie zdawał
sobie sprawy z faktycznej wagi tej absurdalnej sytuacji. Żadna Aeis
nie pojawiła się w Ardmorze, żadna bogini nie obdarzy łaską
swoich najwierniejszych sług. W dodatku coraz bardziej irytował go
fakt, że sama zainteresowana przestawała podchodzić do sprawy na
poważnie.
– Daniel... Ale
ja mam brązowe włosy – odparła nieobecna dziewczyna, jakby była
szczerze zaskoczona tym faktem. – A Aeis była blondynką.
Chłopak powoli
nabrał powietrza, aby się uspokoić. W końcu Julia to tylko zwykła
nastolatka, w dodatku częściowo naćpana tutejszym specjałem. Ma
prawo nie wiedzieć, nie domyślać się, zadawać pytania, upewniać
się na wszystkie sposoby oraz czynić pseudobłyskotliwe
spostrzeżenia.
– Twoje ciało
to tylko pojemnik na boską duszę. Aeis może przybrać dowolną
postać, ale przyjmuje się, że bogom najprościej wcielać się w
już istniejące osoby. Masz być Julią, w której nagle obudziła
się bogini. Zawładnęła twoją duszą i stopniowo ją pochłania.
Rozumiesz?
– Nie do końca.
Ale łapię ideę – rzuciła beztrosko, cały czas wpatrzona w
ścienne odbicie. W swoim obecnym stanie była skora uwierzyć, iż
naprawdę weszła w nią dusza Aeis, i to bogini będzie teraz
wygłaszać przemowę, a nie jej marna naśladowczyni. Kto naprawdę
spoglądał na nastolatkę z kamiennego lustra? Po której stronie
stała prawdziwa Julia? Szczęśliwie dziewczyna nie była teraz w
stanie nad tym kontemplować. – Chodźmy – odparła śmiało, a
Daniel odetchnął z ulgą.
Na piedestale
przed zgromadzonymi umieszczono szerokie krzesło z ciemnego drewna,
grubo pokryte eleganckimi tkaninami o przeróżnych wzorach. Mebel
najwyraźniej pełnił rolę przygotowanego w pośpiechu tronu dla
bogini. Po obu jego stronach z podłużnych kamiennych wazonów
wydobywały się okazałe płomienie, obdarowujące niemrawym ciepłem
nagą skórę Julii, teraz całą pokrytą gęsią skórką, mimo iż
ona sama nie odczuwała zmian temperatury wokół siebie.
Naprzeciwko setki
par oczu z podekscytowaniem i bezgraniczną ciekawością wpatrywały
się w tę drobną niewiastę, w której ciało zstąpiła dusza
wielkiej bogini. Młode i stare twarze mnożyły się jej w oczach i
mieszały w jedną bezkształtną masę. Na całym dziedzińcu
słychać było jedynie gwiżdżący w kamiennych szczelinach wiatr.
Nawet chmary ptaków spoczywające na szczytach ruin jakby specjalnie
na tę okazję umilkły w wyczekiwaniu na pierwsze słowa. Julia była
przekonana, że gdzieś wśród tej masy czarnego pierza chowa się
przeklęta wrona, która poprzedniego dnia spowodowała cały zamęt.
Zadarła głowę i obraz wysokich murów lekko jej zawirował.
Olbrzymia Aeis z kamienia wznosiła się tuż za tłumem duchownych.
Twarz miała skierowaną ku niebu, jednak dziewczyna mogła przysiąc,
iż puste oczy rzeźby obserwowały ją uważnie.
To było trochę
jak pierwszy dzień w nowej szkole, z tą jednak różnicą, że
tutaj Julia nie sprawiała już wrażenia szarej i zagubionej myszki.
No i nie było Angeliki. Och, wiele by oddała, aby zobaczyć, jak ta
ekscentryczna optymistka zjednuje sobie zakapturzone duchowieństwo
albo wręcz zajmuje jej miejsce w pretendowaniu do bycia boginią.
Wydawało się, iż jasnowłosa i wygadana piękność pod każdym
względem nadawałaby się do tej roli lepiej niż niewysoka i
nieśmiała Julia, dla której samo nawiązywanie nowych znajomości
stanowiło wyzwanie, a co dopiero mówić o publicznym wystąpieniu.
Nastolatka
spuściła wzrok i nie pozwoliła, aby jej pewność siebie zachwiały
absurdalne jak na tę chwilę myśli. Swoje spojrzenie zatrzymała na
stojącym w pierwszym rzędzie i bladym niczym marmurowa ściana
Danielu, lecz szybko przemknęła wzrokiem gdzie indziej, nie mogąc
znieść zmrużonych w skupieniu oczu młodego kapłana, które
śledziły każdy jej najmniejszy ruch. Obok niego stał sędziwy
Elmud, który z kolei spoglądał na swoją boginię z zaskakującym
spokojem.
I wtem w głowie
Julii zabrzmiały niedawne słowa arcykapłana, którymi nazwał
wiernych Aeis jej dziećmi. Dzieci... Skądś kojarzyła ten zwrot,
ktoś już z podobnym ciepłem w głosie mawiał w ten sposób.
Podświadomość przywołała wspomnienia wczesnych lat szkolnych
wraz z obrazem jej mamy jako wychowawczyni klasy czwartej B, stojącej
przed uczniami i z uśmiechem mówiącej „Moje kochane dzieci...”.
Nauczycielka zawsze zwracała się do swoich małych podopiecznych
tonem prawdziwie matczynego uczucia, co z jednej strony powodowało u
dziewięcioletniej Julki lekką zazdrość, z drugiej zaś wzbudzało
we wszystkich uczniach poczucie przywiązania i bezgranicznej
ufności. Tak, to był jeszcze ten wiek, kiedy postać nauczyciela
stanowiła dla nich autorytet, a dla niektórych nawet i wypełnienie
luki domowego ciepła. Dobra, wyrozumiała i zawsze gotowa, by
wysłuchać – taka właśnie była dla swoich pociech mama Julii.
Dziewczyna
posmutniała na myśl o domu, od którego dzieliły ją nie tyle
tysiące kilometrów, co prędzej eony wymiarów, a którego
mieszkańcy nie mieli zielonego pojęcia, jak bardzo wywróciło się
do góry nogami życie ich córki w ciągu zaledwie kilku
ichniejszych minut.
Młoda bogini
wzięła głęboki oddech, rozpostarła ręce, wciąż mocno
trzymając złote berło, i, wbijając wzrok w kamienną twarz Aeis,
wykrzyknęła pełnią swoich sił:
– Moje kochane
dzieci! – Echo jej głosu rozprzestrzeniło się po każdym
zakamarku świątyni, a wewnątrz jej głowy rozbrzmiało chaosem
tysiąca dzwonów kościelnych. W tym momencie nikt nie śmiał już
się odezwać czy odwrócić wzroku. Odczekała kilka sekund,
układając chaotycznie latające myśli w słowa. – Widzimy się
znowu po długiej przerwie i chociaż wiem, że dla was minęło...
tysiąc pięćset lat, sama mam wrażenie, jakby to było ledwie
wczoraj... – Chwilę zawahała się w zastanowieniu, czy
przypadkiem nie pomyliła liczby. Starała się mówić głośno,
wyraźnie i bardzo powoli. O tym zawsze przypominała jej mama przed
szkolnymi wystąpieniami. – Poczułam, że mnie potrzebujecie.
Poczułam, że macie... problemy. Moi, yy, drodzy. Jestem tu teraz
dla was. Pamiętajcie, że z każdą sprawą możecie się do mnie
zwrócić, a ja chętnie wysłucham i pomogę. E...
Czy przypadkiem
nie przeginała z konwencją? Chociaż bardzo starała się
powstrzymać, zerknęła mimowolnie na duchownych. Mieli już inne
wyrazy twarzy. Wyczuła w nich podejściu zmianę, lecz nie była w
stanie odczytać ich myśli. Lęk jednak nadal nie się nie pojawiał,
toteż kontynuowała:
– Dzieci moje! –
Przypomniała sobie o gestykulowaniu złotą laską i zaczęła nią
trochę machać. – Przyszłam tu, aby dać wam prawdę. Bądźcie
szczerzy wobec siebie, choćby nie wiem co, a w waszych sercach
zagości wielka radość. Szczerość to podstawa! – Stuknęła
berłem o podest. – Do szczęścia! Właśnie dzięki niej tysiąc
pięćset lat temu pokonaliśmy zło fałszu! – krzyknęła,
nadając swojemu głosowi groźny ton.
Jeny, co za lanie
wody, pomyślała z niesmakiem. Twarze kapłanów pozostawały jednak
niewzruszone i nie sposób było zinterpretować ich emocji. A co
tam, jeszcze tylko parę zdań i będzie po wszystkim. Przypomniała
sobie teraz kilka fragmentów z mitologii Per'imu.
– Kochani! Ja,
bogini prawdy, przynoszę wam dobre słowo, które jest moim głównym
orężem. Ja, mieszkanka Per... Per'imu, stworzę wam namiastkę
nieba na ziemi. Ja, żona... Aegona, będę chroniła życia
wszystkich istot, zanim odejdą w jego objęcia. Ja... – Wtem
olbrzymi posąg Aeis zmarszczył brwi, a usta wydęły się w wielkim
gniewie. – Ja...
Julia zamilkła. Z
wytrzeszczonymi oczami i wpół otwartą buzią wpatrywała się w
statuę bogini, rzucającą jej pełne nienawiści spojrzenia. Czy to
było przywidzenie? Efekt tabletki? Nie, to zdawało się aż nazbyt
realne. W twarzy Aeis poruszały się prawdziwe mięśnie; brwi
osuwały się nisko, oczy mrużyły, a wargi to zaciskały, to
obnażały kamienne zęby, jakby tymi przerażającymi,
bezdźwięcznymi ruchami chciała wysyczeć groźby w kierunku
nastoletniej oszustki.
Dziewczyna musiała
wyglądać jak zaklęta, choć trwało to zaledwie kilka sekund.
Cokolwiek widziała, nie mogła teraz zwątpić i przerwać. Nie
mogła okazać cienia strachu w mimice i ruchach. Zmrużyła oczy,
ścisnęła mocniej berło i, wystawiając je przed siebie,
skierowała bezpośrednio na rzeźbę bogini i, niczym rzucając jej
wyzwanie, dokończyła:
– ...Jakem Aeis!
– Po dziedzińcu powędrował najgłośniejszy krzyk, jaki
kiedykolwiek wydobyła z gardła. Prosto w Aeis, której twarz
ponownie ogarnęła martwa pustka. Julia oddychała szybko, a serce
waliło jej jak szalone. Nie była już pewna, czy minione zjawisko
stanowiło marę, czy prawdziwe zdarzenie. Była żywo zaskoczona
swoją odwagą, choć teraz kolana zrobiły jej się miękkie. Przez
moment miała wrażenie, że na wielkim dziedzińcu nie ma nikogo
poza nią i boginią. Ale teraz nadszedł moment prawdy. Spuściła
wzrok na wiernych.
Jasne oczy Daniela
były szeroko otwarte, a na jego czole widniały krople potu.
Zgromadzeni wokół kapłani wyrażali swoimi twarzami dziesiątki
różnych emocji. Na niektórych zastygły uśmiechy, inni stali jak
zahipnotyzowani, jeszcze inni z powagą ściągnęli brwi, jakby
analizując zasłyszane właśnie słowa. Z tyłu zaczęły dobiegać
niewyraźne szepty, które po chwili ogarnęły całe zebrane
duchowieństwo. Julia nie wiedziała, co teraz ma zrobić, a nie
mogła dosłyszeć ich rozmów. Spojrzała rozpaczliwie na starego
arcykapłana, który jako jedyny uśmiechał się ze spokojem. Jak na
wezwanie, podniósł obie ręce do góry i rzekł:
– Cześć i
chwała bogini Aeis!
Po chwili
zawahania, ktoś z tyłu podjął kilka razy głośniej:
– Cześć i
chwała!
– Wielka Aeis!
– Dziękujemy!
Momentalnie
większość zebranych zaczęła skandować imię bogini. Byli i
tacy, którzy najwyraźniej niepewnie dołączali się do grupy, lecz
im więcej głosów wykrzykiwało ku chwale Aeis, tym więcej
entuzjazmu rodziło się w tłumie. Ci, którzy się nie odzywali,
wymachiwali radośnie rękami. Julia uśmiechała się do nich, po
części z zaskoczenia, po części z satysfakcji, a po części
bezwiednie, gdyż liczne krzyki ze zdwojoną wyrazistością trafiały
do jej uszu i trochę ją oszałamiały. Zdołała jednak zauważyć,
iż Daniel stał zupełnie bez ruchu, jako jeden z nielicznych, jakby
pogrążony w melancholii i wpatrzony w martwy punkt przed siebie.
Julia zwróciła wzrok z niego bezpośrednio na Elmuda, a ten skinął
głową, dając znak. No tak, pora na ten nudny etap.
– Już czas –
szepnął arcykapłan do chłopaka, a ten się otrząsnął, niczym
zbudzony ze snu. Po chwili Daniel klęczał przed Julią, spuściwszy
głowę bez zerkania jej w oczy. Dziewczyna z pełnią powagi, choć
odrobinę zawstydzona przybraną przez niego pozą, przyłożyła
delikatnie berło do jego ramienia, mówiąc:
– Danielu ze
Shyadu... W podzięce za twą wieloletnią służbę i oddanie...
Mianuję cię arcykapłanem tej świątyni wzniesionej ku mej czci.
Tym samym błogosławię cię słowem prawdy i pokoju.
– Dziękuję, to
dla mnie zaszczyt – odparł młodzieniec, lecz głosem tak cichym,
że mogła go dosłyszeć tylko Julia. To trochę zbiło ją z tropu.
Dlaczego tak jej powiedział? Komu naprawdę dziękował? Przez to
zdezorientowanie nastolatka znów ledwo się powstrzymała, aby
odruchowo nie palnąć „nie ma za co”.
Z ulgą w sercu
usiadła na prowizorycznym tronie. Poczuła na swoim ciele przyjemne
ciepło miękkich tkanin oraz płonącego po bokach ognia. Zaczęły
przechodzić ją dreszcze. Do tego momentu nie przypuszczała, że
było jej tak bardzo zimno. Świeżo mianowany arcykapłan stanął
po jej prawicy, trzymając w ręku listę wiernych, mających
dostąpić zaszczytu błogosławieństwa. Duchowni w tym czasie,
niczym grzeczni uczniowie, ustawili się w spisanej kolejności, co
wyjątkowo rozbawiło Julię, zwłaszcza w kontekście inspiracji do
jej przemówienia.
Pierwszy
przed jej obliczem stawił się siwobrody Elmud. Ponownie obdarował
Julię uśmiechem, ale także i tym przeszywającym spojrzeniem,
którym zdawał się wyczytywać z jej twarzy każdą myśl. Z
wyraźnym grymasem bólu uklęknął, podpierając się ręką, i
wtedy Julia uświadomiła sobie, że starzec już wcześniej kulał
na jedną nogę. Poczuła nagły przypływ troski i nieokreślonych
emocji. Zdążyła przecież zamienić ze starcem tylko kilka słów,
a już darzyła go wielką sympatią i miała wrażenie, że jest
osobą całkowicie godną zaufania.
– Elmudzie
Newrarze. Błogosławię cię, synu mój, słowem prawdy i pokoju –
powiedziała ciepło.
Przez
kolejne dwie godziny ta powtarzana do znudzenia formułka zamieniła
Julię w półautomat. Daniel wyczytywał imiona wiernych, którzy po
kolei wchodzili na piedestał, klękali przed boginią, po
błogosławieństwie odchodzili i scenka odtwarzała się na nowo.
Jednak każdy z nich na swój własny sposób doznawał uhonorowania.
Agis Berdar, najwyżej szesnastoletni blondyn o okrągłej twarzy i
pulchnym ciele, tak bardzo przeżywał konfrontację z boginią, iż
Julia miała poważne obawy, czy nie zemdleje. Z kolei Filip Lor'ryn,
potężny mężczyzna o mięśniach zamiast szyi, powtarzał w
transie modlitwę w jakimś obcym języku i uronił przynajmniej dwie
łzy, kiedy berło dotknęło jego twardego ramienia.
Jedni
kapłani byli zaskakująco młodzi, inni mieli egzotyczne rysy i
ciemniejsze barwy skóry. Przeważali jednak bladzi staruszkowie,
którzy pochłaniali Julię wzrokiem, jakby faktycznie od lat nie
widzieli żadnej przedstawicielki płci pięknej. Przy nich czuła
się najbardziej skrępowana i niepewna, choć szczęśliwie to
właśnie oni byli w największym stopniu przekonani o prawdziwości
młodej bogini.
Czas
mijał i mijała także ekscytacja wynikająca z pomyślnego początku
ceremonii. Młoda bogini odczuwała coraz większy chłód i z coraz
większą trudnością powtarzała nazwiska kolejnych kapłanów.
Przy niektórych naprawdę można było połamać sobie język.
–
Sergiusz Fargarath! – wyczytał Daniel, kiedy wysoki mężczyzna o
czarnych jak smoła włosach wchodził na podest. Na jego obliczu
próżno było szukać podekscytowania czy radości. Wręcz
przeciwnie; klękając najpierw rzucił Danielowi zawistne
spojrzenie, a następnie obdarzył Julię pełnym podejrzeń wzrokiem
ciemnych oczu, które badawczo obserwowały jej ruchy. Dziewczyna
zawahała się. Gęste, czarne brwi, wąsy i równy zarost zwieńczony
szpiczastą kozią bródką czyniły twarz kapłana w świetle
płomieni podobną do samego diabła. Przestraszyła się tego
spojrzenia, które bezwzględnie zdawało się mówić: nie
przekonałaś mnie, moja droga.
Lekko drżącym
głosem pobłogosławiła mężczyznę, który następnie bez słowa
skłonił się i odszedł, zdoławszy już zasiać w Julii ziarno
zwątpienia.
Pozostałych
błogosławieństw Julia udzielała już coraz bardziej zmęczonym i
zrezygnowanym tonem. Nie mogła się skupić, a jej myśli zaprzątała
podejrzliwość czarnowłosego kapłana. Wystarczyła tylko jedna
osoba, tylko jedno słabe ogniwo, aby wprowadzić zamęt i wykryć
kłamstwo. I co oznaczała jego wyraźna niechęć do Daniela? Lęk
ją ogarnął, kiedy pomyślała, że teraz najmniejsze potknięcie z
ich strony jest niedopuszczalne. Dzień się jeszcze nie skończył,
a działanie białej tabletki wygasło.
Nie czując już
rąk i stóp, uhonorowała ostatniego kapłana. Następnie Elmud
przewodził recytacji jakiejś modlitwy, wygłosił własną, tak
samo nużącą jak ostatnio przemowę, a całą uroczystość
ukoronował chorał odśpiewany przez kilkudziesięciu kapłanów, w
tym barczystego Filipa, który ponownie uronił kilka łez. Julia
siedziała na swoim tronie i bardzo starała się nie ziewać. Co
jakiś czas jej wzrok padał na tajemniczego mężczyznę i niepokój
wracał niczym uciążliwy ból zęba. Kapłan również sporadycznie
obserwował dziewczynę, tak samo podejrzliwie jak wcześniej, z
wyraźnym niezadowoleniem na twarzy. Nie przypadła mu do gustu nowa
inkarnacja Aeis, przynajmniej co do tego Julia nie miała
najmniejszych wątpliwości.
Na zakończenie
ceremonii stary arcykapłan skłonił się przed jej obliczem:
– Pani
najświętsza, czy zechcesz towarzyszyć arcykapłaństwu w
uroczystej kolacji? – Na słowa te prawie zaburczało jej w
brzuchu. Z jednej strony pragnęła jak najszybciej znaleźć się w
swojej kamiennej klitce i odetchnąć w samotności, z drugiej zaś
nie chciała przepuścić okazji uczestniczenia w odświętnej uczcie
rodem ze średniowiecza. Była zbyt ciekawa oraz zbyt głodna.
Duchowni zaczęli
opuszczać dziedziniec, czyniąc głębokie ukłony i pragnąc
nacieszyć się widokiem bogini jak najdłużej. Czekała
niecierpliwie, aż znowu zostanie sam na sam z Danielem, bo przecież
nie było jeszcze okazji, aby usłyszeć jego komentarz. Trwało to
całe wieki, ale w końcu jako Elmud jako ostatni podążył za
kordonem wiernych i zostawił młodego arcykapłana z boginią.
Oparła się na fotelu i głęboko westchnęła.
– Jezu, nie
wierzę, że to już koniec... Jestem koszmarnie wymęczona, ale i
koszmarnie głodna – rzekła, wyraźnie się rozluźniając.
Chłopak jednak milczał. Spojrzała na niego. – Daniel, jak było?
Chyba się udało, co nie?
– To się okaże
– odpowiedział jej sucho. Po wyrazie jego twarzy wywnioskowała,
że młodzieniec bije się z jakimiś myślami. Posmutniała.
– Czy źle
wypadłam? Starałam się najbardziej, jak potrafiłam, chociaż
przyznam, że trochę nie myślałam po tej tabletce. Co w niej
właściwie było?
– Nie, nie
wypadłaś źle. To było raczej... zaskakujące. – Daniel trochę
plątał się w słowach, co mocno ją zdziwiło. – Pod sam koniec
myślałem, że nie dajesz rady. Wszystkim się jednak zdało, że
wstępuje w ciebie moc Aeis. To było ryzykowne, ale efektowne. –
Na jego włosach odbijał się tańczący blask płomienia.
Młodzieniec przyjrzał się dziewczynie uważnie.
Julia wolała nie
mówić mu o nagłym ożywieniu się posągu. Rzeźba od minionego
incydentu nie zmieniła się nawet na chwilę, zatem może faktycznie
było to tylko przywidzenie. Chciała zresztą sprawić przed
młodzieńcem wrażenie, jakoby umyślnie odegrała całą scenę.
Nie usłyszała co prawda od niego spodziewanych komplementów, ale
to jej wystarczyło. Zmieniła zatem temat.
– Słuchaj, a
ten koleś... Z czarnymi włosami i kozią bródką. Widziałeś, jak
on się patrzył? Co, jeśli nas nakrył?
– No tak,
Sergiusz... – Daniel zacisnął zęby. Zaczął powoli chodzić z
miejsca na miejsce. – Póki co nie miał na czym nas nakryć. Tylko
zapewne zauważyłaś, że nie darzy mnie szczególną sympatią.
– Mnie chyba też
nie – powiedziała, starając się nadać głosowi żartobliwy ton.
– A co się między wami wydarzyło?
– Sam nie wiem
do końca – odparł młodzieniec, niechętnie ciągnąc temat. –
Mało o nim wiadomo. Pojawił się tu w wieku trzynastu lat, niby
jako przybłęda, ale często wykorzystuje każdy pretekst, aby
opuścić świątynię i znika na całe miesiące.
– Nie żeby coś,
ale ty też się ulatniasz na całe lata – parsknęła Julia, lecz
po chwili spoważniała. Daniel nie był raczej partnerem do żartów.
– Ej, a jeśli on też mieszka w naszym świecie?
– Bez obaw,
facet starzeje się w normalnym tempie. Od kapłanów w świątyni
nie wymagamy relacjonowania wydarzeń ze swojego życia, ale mimo to
nikt nie kryje się tu ze swoją prywatnością. Poza właśnie
Sergiuszem.
– Może ee... ma
żonę i dzieci?
– Nie wydaje mi
się. Nie stosujemy tu celibatu, nawet kilkoro braci ma jakieś żony,
chociaż mało kto odwiedza swoje rodziny częściej niż dwa razy w
roku.
– No ale nikogo
to nie zdziwiło, że on tak znika?
– Pielgrzymuje.
Odwiedza inne świątynie, przekazuje wiadomości, zbiera nowych
wiernych i tak dalej. Jest bardzo aktywny. Wiemy jednak z innych
źródeł, że swoje zadania wykonuje błyskawicznie, a potem słuch
po nim ginie. Ale poznałaś już jego eminencję Elmuda Negwara,
zatem wiesz, że pierwszy arcykapłan naszej enklawy jest dosyć...
wyluzowany. Macha na to ręką. Tak długo, jak Sergiusz wypełnia
swoje obowiązki, Elmud będzie zadowolony. A jak już wspomniałem,
facet jest mocno aktywny.
– No ale
dlaczego cię nie lubi? – Julii nie dawało to spokoju. Daniel
przystanął i westchnął.
– Kiedy poznałem
go, miał ledwie czternaście lat. Wiesz, w teorii to było jakieś
osiem dni temu naszego czasu. Już wtedy przysiągł służyć Aeis z
największym oddaniem. Przy moich kolejnych odwiedzinach był
zaledwie rok ode mnie młodszy, a już mianowano go kapłanem
drugiego stopnia. To naprawdę rzadki przypadek. Teraz ma dwadzieścia
dwa lata i najwyższą rangę kapłańską. Jeszcze muszą minąć
trzy, aby mógł uzyskać stopień arcykapłana.
– Ale ty sam
masz zaledwie dziewiętnaście – zdziwiła się.
– No i tu chyba
tkwi problem. Przybywam tu na tyle rzadko, że starszej części
duchowieństwa wydaję się wieczny, mimo iż zdają sobie doskonale
sprawę z mojego faktycznego wieku. Uznali jednak, że najwyraźniej
spędziłem tu odpowiednio dużo czasu, a mój umysł, który
przecież pamięta ich poprzedników, dojrzał do statusu
arcykapłana. Pomijam już fakt całego mistycyzmu, którym otaczają
mój kontakt z innym światem.
– A Sergiusz się
z tym nie zgadza?
– Dokładnie. W
jego oczach nie zasługuję na ten honor, bo podczas gdy on całymi
latami ciężko pracował i przegonił mnie wiekiem, ja zjawiałem
się sporadycznie, traktowany niemal jako gość. Tak przynajmniej
przypuszczam.
– Ale dlaczego w
takim razie nie lubi też mnie?
– Nie wiem, on w
stosunku do wszystkich jest podejrzliwy. Miej się po prostu na
baczności. A teraz lepiej już chodźmy – dodał prędko.
Julia skrzywiła
się. „Miej się na baczności”... Łatwo powiedzieć, pomyślała.
Daniel przynajmniej nie musi udawać kogoś, kim nie jest. Niechętnie
wstała i poszli za marmurowy blok, gdzie leżał jej płaszcz oraz
buty. Młodzieniec bez słowa podniósł palto i elegancko podał je
Julii.
– Powiedz mi
jeszcze – zaczęła nieśmiało – dlaczego wszyscy tutaj mają
normalne imiona i nazwiska, a ty jesteś Danielem z jakiegoś Shyadu?
Masz przecież własne nazwisko. O co chodzi? – spytała,
zakładając buty, choć była lekko zakłopotana, bo za nic nie
potrafiła sobie przypomnieć, jak faktycznie nazywał się chłopak.
– A, no tak.
Miałem nadzieję, że się domyślisz. Shyadem nazywają tutaj nasz
świat.
– Och, po
prostu. – Julia była trochę zawiedziona. – A od jak dawna w
ogóle tu podróżujesz? No bo ciągle słyszę, że poznałeś
wszystkich, jak byli jeszcze młodzi, albo że znałeś ich
poprzedników. Kiedy to się zaczęło?
– Ponad rok
temu. Chodź już. – Twarz Daniela powoli znów przybierała wyraz
poirytowania. Już wcześniej dziewczyna zdążyła zauważyć, iż
był to dla niego drażliwy temat. Co przed nią ukrywał i dlaczego?
Nie potrafiła jednak odpuścić:
– Jak odkryłeś
to miejsce?
– Nie mam ochoty
o tym rozmawiać – powiedział rozgniewany i ruszył wzdłuż
krużganków. Julia podreptała za nim w milczeniu. Poczuła się
trochę jak zbity pies, chociaż w jej pytaniu nie było nic
niestosownego. – Julio... – Daniel zaczął po kilku chwilach już
spokojniejszym tonem – kiedyś może ci powiem. Na chwilę obecną
mogę rzec ci tylko jedno: jesteś stanowczo zbyt ciekawską osobą i
jeśli nie przystopujesz w niektórych kwestiach, to, słowo daję,
Aeis jedna wie, gdzie cię to może jeszcze zaprowadzić.
~*~
*Pigmalion - mityczny król Cypru, a zarazem rzeźbiarz, który tak mocno zakochał się w wyrzeźbionej przez siebie pięknej kobiecie, iż Afrodyta postanowiła ją ożywić.
Komentarze:
Ładnie proszę nie nominować mnie do LBA. :)
Jeśli masz zamiar zareklamowac swojego bloga czy cokolwiek innego, zrób to proszę w SPAMOWNIKU. ^^
Hej :D Dzisiaj odkryłam twój blog i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńBarwne postacie, ciekawa historia, jest to napewno coś oryginalnego :D
Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak się historia dalej rozwinie.
Czekam na kolejna notkę :)
Super, niezwykle mnie to cieszy! Dziękuję za komentarz : )
UsuńWow! Swietny rozdzial! Ale zaintrygowalas mnie tematem Daniela… Co takiego moglo sie stac? Mam nadzieje, ze wyobraznia CIe nie zawiedzie i wymyslisz cos naprawde super.
OdpowiedzUsuńZycze weny
Ula
Oj również mam nadzieję, że moja wyobraźnia nie zawiedzie Czytelników ;D Dziękuję pięknie! :>
UsuńO jestem pod wrażeniem, jak poradziłaś sobie z przemówieniem Julii. Wszystko wyszło bardzo naturalnie :) Ciekawe, jaką rolę odegra jeszcze Sergiusz? ;)
OdpowiedzUsuńWspaniale to słyszeć, bo prawdę mówiąc długo pracowałam nad ukazaniem całej ceremonii w jak najbardziej naturalny sposób. Świetnie, że się udało. ^^ A Sergiusz odegra dość istotną rolę w całej historii, ale nic więcej nie powiem :) Dziękuję!
UsuńJak zwykle rozdział super. Nominowałam cię do Liebster Awards. Więcej informacji znajdziesz na moim blogu miedzy-miloscia-a-tesknota.blogspot.com. w poście "Liebster Awards i INFORMACJA DA CZYTELNIKÓW !!!"
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego drugiego bloga o tematyce fantasy :
echo-dobra.blogspot.com
Dziękuję Ci ślicznie zarówno za komplement, jak i nominację :) Nie biorę jednak udziału w Liebster Awards, trochę to za dużo do ogarniania ;)
UsuńŚwietne! :) Masz dobrą rękę do pisania. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
innaxd.blogspot.com
ps. też mam swoje mini "książki" zapraszam do czytania :)
Dziękuję za miłe słowa! Z przyjemnością sprawdzę Twojego bloga : )
UsuńWitaj, dzisiaj znalazłam tego bloga i na raz przeczytałam wszystkie rozdziały. Jest po prostu świetny!!! Czy można zakochać się w jakimś opowiadaniu? Najwyraźniej tak, bo ja się zakochałam. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńO kurcze, ale mi miło! :D Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom :) I że nie będziesz musiała czekać zbyt długo na kolejne rozdziały! Dziękuję za komentarz <3
UsuńWszystko przeczytałam w jeden wieczór i bardzo mi się podoba twój blog :) Czekam na rozdział VII :)
OdpowiedzUsuńWspaniale, cieszy mnie to niezwykle! :D
UsuńJak ty wpadłaś na taki pomysł? Kiedy większość osób na swoich blogach piszę historie typu "Zmierzch", ty masz naprawdę oryginalną fabułę. Uwielbiam główną bohaterkę, która dzięki Bogu nie jest typową "Mary Sue". Z niecierpliwością oczekuje następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMam także pewną teorię dotyczącą samej bogini Aeis, choć w sumie opiera się ona tylko na jej włosach.
Wow, dziękuję za tak pochlebne słowa! :o Pomysł wpadł mi do głowy jakiś czas temu jako ciekawy wątek z potencjałem, zatem kiedy postanowiłam napisać jakieś opowiadanie, nie musiałam sie długo zastanawiać nad tematem :)
UsuńOjej, jestem niezwykle ciekawa Twojej teorii!
"Przez to zdezorientowanie nastolatka znów ledwo się powstrzymała, aby odruchowo nie palnąć „nie ma za co” - przez ten cytat o mało nie spadłem z krzesła po wybuchu śmiechu. Świetna historia oraz postać Julii jako bohaterki :)
OdpowiedzUsuńHehe, miło słyszeć, że udało mi się jednak przemycić trochę humoru do historii (a zastanawiałam się czy ten fragment zostanie dobrze odczytany:). Dziękuję! :D
UsuńTo ja, dzień dobry :D Zabrałam się za napisanie komentarza kilka dni temu, ale jakoś tak mi się przerwało i kompletnie zapomniałam. Ale wróciłam i trochę sobie poględzę, jeśli pozwolisz :D
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc, cała ta sytuacja wyszła fenomenalnie, takie moje skromne zdanie. Nie przesadziłaś, nie zrobiłaś z Julii od razu bogini, czytelnik (a przynajmniej ja) odnosił wrażenie, że ona cały czas czuje się cholernie niepewnie, jakby zaraz miała zemdleć albo powiedzieć coś nieodpowiedniego. I to było świetne. Opisałaś miejsce bardzo realistycznie. Ta nerwowość Daniela była strasznie odczuwalna. A Sergiusz... uhu, czarny charakterek? Może Aeis byłaby wściekła za podszywanie się pod nią i zawarłaby pakt z czarnym charakterkiem Segiuszem, a wszystko wymierzone w bogu ducha winną Julię? Nieważne XD I ta cała sytuacja z tym posągiem... Kurde no, aż trudno mi obrać moje odczucia w słowa. Jestem zauroczona tą historią, czuję się, jakby przerzucała kolejne strony świetnej książki i z niecierpliwością czekała na następne zdania. Podoba mi się to, że używasz "trudniejszych" słów, takich, które nie spotyka się w większości opowiadań. To sprawia, że opowiadanie jest bardziej, no nie wiem, poważne? Chyba tak.
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na następny rozdział (i portret Daniela<33)
Łiii dziękuję pięknie za taki obfity w słowa komentarz! <3 Widzę, że trafnie odczytujesz moje intencje, bardzo mnie to cieszy. To był ewidentnie najtrudniejszy póki co rozdział do napisania i dobrze wiedzieć, że udało mi się oddać te emocje i atmosferę. Chociaż co ja mówię, kolejne będą jeszcze trudniejsze xD
UsuńCzyta się dobrze, ale, matulu, jak ciężko wyrabiać z czasem. Mam wątpliwość co do jednego momentu (choć mogłam zwyczajnie źle zrozumieć): jak się Julia w ścianie przegląda, to się rozbiera, a potem nie jest rozebrana..? Chyba że się nie rozbiera nieświadomie a tylko tak mnie zwodzi imaginacja ;)
OdpowiedzUsuńIntryga zaczyna się rozkręcać, niewierny Sergiusz i takie tam. Powinna Julia go z tronu skrzyczeć to by się chłopak może przestraszył :D z serii, widzę Twe serce, którym zawładnęła pokusa, kłamstwo i niewierność ! :D
[teoria-wieczności] zapraszam
Julia zdjęła tylko płaszcz :D Ale uściśliłam to już w tekście, aby nie było wątpliwości :)
UsuńBardzo fajna sugestia z tym skarceniem Segiusza, pewnie gdyby na miejscu Julii była osoba z twardszym charakterem (np Angelika!), to by tak postąpiła. Nasza sierotka jednak jest na razie zbyt zlęknięta, ale kto wie, co będzie dalej... ;D
może znowu będzie na prochach czy coś xD
UsuńHej super rozdział czekam na koljny :) chociaż w połowie troche sie ogubiłam ale fajny rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję :D A dlaczego się pogubiłaś? Czy rozdział jest za długi, czy może opisy zbyt obfite? Jestem ciekawa, bowiem chcę, aby opowiadanie wszystkim czytało się jak najlepiej :)
UsuńRozdział jest świetny! *_*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;))
http://loolopowiadaniao1d.blogspot.com/
Dziękuję! :3
UsuńBardzo fajny rozdział czekam na next i zapraszam na nowy rozdział na http://miloscprzetrwawszystkieproblemy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPowiem jedno:
OdpowiedzUsuńwooooow
Kiedy weszłam, już sam wygląd bloga mnie zachęcił i zaciekawił. Pomyślałam ''co mi tam, przeczytam'' .
No i przeczytałam.
Dziewwwczyno masz ogromny talent. Bogaty zasób słów, pięknie wszystko opisane, postacie, w których można się od razu zakochać no i styl taki trochę groteskowy co wychodzi, jak najbardziej na plus. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, a w między czasie zapraszam na nowopowstały blog fantasy :
www.zrodzona-z-demona.blogspot.com
Mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz po sobie komentarz. Twoja opinia bardzo się dla mnie liczy ;*
Jestem wręcz onieśmielona Twoim komentarzem! Pięknie Ci dziękuję za tak miłe słowa. ^^ Na bloga na pewno zajrzę i w wolnej chwili poczytam!
UsuńNie wierzę !!!! Jak mogłam nie skomentować? :-( ??
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, wszystko opisałaś tak bardzo realnie, że aż się tam przeniosłam !
Postać tego Sergiusza mnie intryguje... Czekam na kolejną notkę !!! Życzę weny !!! <3
To znakomicie, bowiem Sergiusz będzie dosyć kluczową postacią. ;D Jestem niezwykle zadowolona, że rozdział Ci się podobał!
Usuńnatknęłam się na Twojego bloga dzisiaj nawet nie wiem jakim cudem i... podoba mi się. nawet bardzo. podoba mi się styl pisania i fabuła. ps. nie myślałaś żeby posty typu "spamownik", "portrety" itd. dać jako zakladki? tak o wiele łatwiej jest je znaleźć, a przecież można uzupełniać na bierząco jeśli trzeba. przynajmniej mi by to bardziej pasowało. jeśli chodzi o notki o rozdziałach jako oddzielnych postach, a nie "pod" lub "nad" rozdziałem to dla mnie coś nowego, ale jak najbardziej coś dobrego, bo o wiele lepiej czyta się skupiając na fabule. ogólnie trzymaj tak dalej xx
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za komentarz oraz uwagi! Na chwilę obecną nie zamierzam zmieinać układu strony, bo już dość nagrzebałam się w kodzie, aby doprowadzić go do ładu. :D Ale w przyszłości wezmę pod uwagę Twoje słowa. : )
UsuńDzięki za miłe słowa!
Przyznam, że trochę sceptycznie podchodziłam do tego opowiadania, bo to trochę nie moje klimaty. To znaczy fantastyka, jak najbardziej, ale nastoletnie romanse już niekoniecznie :) ale po przeczytaniu opisu i zapewnienia, że masz zamiar walczyć ze stereotypami postanowiłam jednak zajrzeć i nie żałuję. Wprawdzie na razie nie poraziła mnie żadna oryginalność ujęcia, ale czyta się bardzo przyjemnie. Ładne opisy, naturalne dialogi, dobrze oddane emocje i wzbudzający sympatię bohaterowie (szczególnie ten stary arcykapłan jakoś mi przypadł do gustu, taki miły staruszek, a jednocześnie trochę tajemniczy :) ). Czyta się bardzo płynnie i przyjemnie, jak na rozrywkową lekturę przystało, można się wczuć, wciągnąć, a w paru miejscach uśmiechnąć. W paru miejscach zgrzytało mi trochę składnia, ale niezbyt się na tym znam i nie wiem, czy to nie moje dziwne widzimisię, a teraz i tak nie potrafię znaleźć żadnego przykładu. Czekam na kolejny rozdział, bo historia całkiem mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, tak nieśmiało, zaproszę też do siebie, bo u mnie czytelników na razie brak, więc pozwolę sobie sypnąć linkiem w spamowniku ^^'
Kłaniam się,
Myszogon.
Oh wow, dziękuję Ci za tak treściwy komentarz i przepraszam za zwłokę w odpowiedzi! Powiem szczerze: to też nie są moje klimaty, jeśli chodzi o dobór lektury, ale zupełnie czym innym jest pisanie... ;D Robię to w taki sposób, w jaki sama chciałabym poznawać podobną historię. :3
UsuńZe składnią miewam problem, owszem, bo swojego czasu czytałam zbyt dużo dziewiętnastowiecznej literatury, która pozostawiła te mało wdzięczne ślady (a w połączeniu ze współczesnym językiem powstaje z tego istny misz-masz).
W wolnej chwili na pewno poczytam Twojego bloga, bo już nie raz na niego trafiałam, ale zawsze jakoś potem zapominałam. Muszę zapisać go sobie do zakładek - szkoda, że nie jest na blogspocie. :P
Jeszcze raz pięknie dziękuję i mam nadzieję, że tu wrócisz. <3
Cudowny rozdział :O Zakochałam się w tym opowiadaniu a jestem tu pierwszy raz ;*
OdpowiedzUsuńzapraszam również do mnie : http://safe-and-hope.blogspot.com/
Cudownie to słyszeć zatem! Dziękuję <3
Usuń:* Kocham
OdpowiedzUsuńAww! Kimkolwiek jesteś! :*
UsuńŚwietny blog^^ Już dawno nie czytałam tak oryginalnej historii, jestem pod wrażeniem:) A i nie masz talentu tylko do malowania, pisanie też Ci bardzo dobrze wychodzi :D
OdpowiedzUsuń^^' Dziękuję pięknie!
Usuń