10.2020 - NOWY POST
- Strona główna »
- opowiadanie »
- ROZDZIAŁ VIII
31 gru 2013
Julia nad ranem
najwyraźniej przysnęła, bowiem z niespokojnej drzemki wyrwało ją
pukanie do drzwi, tak samo głuche i jednostajne, jak poprzedniego
dnia. Chwilę trwało, nim oprzytomniała, lecz nie otwierała oczu.
Pod stertą szmat i futer było ciepło oraz przyjemnie, szczególnie
teraz, kiedy wreszcie po nerwowej nocy udało jej się zasnąć. Nie
chciała wstawać i gdziekolwiek iść, a tym bardziej pokazywać się
ludziom. Na samo wspomnienie wyczerpujących wyzwań podjętych
poprzedniego dnia, czuła się wystarczająco zdołowana. Myśl o ich
rychłej powtórce całkowicie zniechęcała do jakiegokolwiek ruchu.
– Pani, czy
obudziłaś się już? – Przytłumiony głos Daniela odezwał się
zza drzwi. Nastolatka wzdrygnęła się na dźwięk tego oficjalnego
zwrotu. O ile mogła przywyknąć do bycia określaną boskimi
tytułami przez obcych staruszków, o tyle w ustach szkolnego kolegi
za każdym razem brzmiało to sztucznie i absurdalnie. Gdyby parę
dni wcześniej przyszła jej do głowy myśl o podobnej sytuacji,
zapewne na samo wyobrażenie cała zaczerwieniłaby się jak burak.
Pierwotnie Julia
planowała zignorować wszelkie wezwania i pogrążyć się jeszcze
we śnie, lecz najwyraźniej młodzieniec nie miał dla niej litości.
Uparcie stukał w drewniane drzwi, czekając na reakcję. Dziewczyna
niechętnie otworzyła oczy i usiadła na łóżku. W pomieszczeniu
wciąż panowały ciemność i duchota; gdyby nie poczucie
przemijającego czasu, nie dałoby się określić, czy jest dzień,
czy noc.
– Okej, okej,
już nie śpię – rzekła słabo, czując, jak bardzo jest
wyczerpana. Wciąż pamiętała strach minionej nocy, ten intensywny
koszmar i odgłos ciężkich, obcych kroków ledwie parę metrów od
niej.
– Mogę na
chwilę?... – spytał niepewnie chłopak. Julia już miała
odpowiedzieć, lecz wtem przypomniała sobie o zaryglowanych
drzwiach, a tuż po chwili – o niezmytym poprzedniego wieczoru
makijażu, który musiał majestatycznie rozetrzeć się na
spuchniętej od niewyspania twarzy, w dodatku ozdobionej niechlubną
koroną z potarganych i częściowo już przetłuszczonych włosów.
Blade światło z korytarza teraz na bank dopełniłoby jej wizerunku
godnego wiedźmy rodem ze starych baśni dla dzieci. Zatrwożona
westchnęła.
– Zaraz,
poczekaj. – Przeczołgała się do drzwi i odsunęła rygiel.
Następnie pospiesznie i na ślepo poprawiła sobie włosy, przetarła
palcami worki pod oczami i wróciła do łóżka, narzucając na
siebie szmaty, pełniące funkcję kołdry. – Możesz wejść.
Julia nasłuchiwała
skrzypiących drzwi i poczekała, aż chłopak je zamknie. Wtedy
odsłoniła głowę i ujrzała ciemną sylwetkę Daniela, który
wieszał na oparciu krzesła jakiś gruby materiał, jednocześnie
wyjmując coś z kieszeni.
– Masz tu bardzo
ciepłą, podbitą futrem narzutę na płaszcz. Zapalić ci świece?
– N-nie! –
Gwałtownie zareagowała, kiedy Daniel wyciągał już dłoń z
zapalniczką w stronę knota. – Oczy mnie bolą od gwałtownego
światła – bezmyślnie wydukała pierwszą lepszą wymówkę,
jakby chłopak miał zapalić co najmniej żyrandol. Sama później
skarciła się w duchu za te wszystkie obawy, nad wyraz infantylne w
zaistniałej sytuacji. Natłok wrażeń i komplikacji sprawiał
jednak, że najmniejsza niedogodność urastała do rangi problemu i
Julia naprawdę miała nadzieję, że młodzieniec przynajmniej w
ciemności nie dostrzegał szczegółów jej niewyspanej i brudnej
twarzy. Czuła się wyjątkowo niekomfortowo.
– Dobrze spałaś?
– zapytał tak beznamiętnie, że musiała się potem zastanowić,
czy była to szczera troska, czy wymuszone pytanie z grzeczności.
Tak samo, jak poprzedniego dnia, Daniel usiadł na jedynym krześle w
pokoiku. Delikatna strużka pomarańczowego światła z niemal
graficzną precyzją kreśliła krawędź przygarbionej sylwetki
młodego arcykapłana. Jego przydługie włosy były w nieładzie.
– Niezupełnie –
odparła zgodnie z prawdą. Zawahała się chwilę, lecz
kontynuowała: – Daniel, czy... czy ty byłeś tutaj w nocy?
– Nie, dlaczego?
– Nie ukrywał szczerego zaskoczenia pytaniem.
– Ktoś stał na
korytarzu za moimi drzwiami. W środku nocy – wyrzuciła zlękniona,
otrząsając się z nieprzyjemnego dreszczu. Chłopak chwilę
milczał.
– Jesteś pewna?
A nie był to...
– Nie, to nie
był sen! – przerwała mu lekkomyślnie, aby dopiero po chwili
przeanalizować sytuację. O koszmarze ze świątynią mówić nie
chciała, bo głupi wydawał się jej strach przed zwykłymi marami
nocnymi, w dodatku w takim miejscu. Ale ten obcy... może faktycznie
on również stanowił tylko element snu? Po wypowiedzeniu tego na
głos nie była już przekonana, co dokładnie działo się na jawie.
Czuła, że znowu bez sensu spanikowała. – Nieważne, chyba
faktycznie mi się przyśniło. Zbyt wiele wrażeń – skwitowała z
pokorą.
Nie miała
pewności, ale zdawało się, że Daniel uważnie ją obserwował
przez tych kilka chwil. Jednakowoż nagle oprzytomniał i zaczął
mówić typowym dla siebie tonem bez emocji:
– No dobra. Jest
trochę przed piątą. Za około godzinę wyruszamy na zachód, do
drugiego kompleksu świątyń w obrębie tego łańcucha górskiego.
Miejsce, ku któremu zmierzamy, zwie się Ast, zapamiętaj. Powinno
ci się spodobać, tam jest zupełnie inaczej. Bardziej...
zurbanizowanie – mówił prędko, niemal na jednym wydechu,
stopniowo nabierając ekscytacji. Nastolatka słuchała z uwagą. Nie
miała zamiaru już w niczym mu przerywać.
– Czeka nas
jednak długa droga... To znaczy, biorąc pod uwagę standardy, do
których jesteś przyzwyczajona – dodał, lecz tym razem Julia nie
doszukała się ironii w jego głosie. – Jutro wieczorem powinniśmy
dotrzeć na miejsce. Szybko się wyszykuj i weź swoje rzeczy.
Przyjdę po ciebie za jakąś godzinę. Mam nadzieję, że jeździłaś
kiedyś na koniu lub czymś podobnym?
– Yyy, kiedyś
tak. – To ostatnie pytanie tak bardzo zbiło ją z tropu, że
odpowiedziała, nim dotarł do niej jego sens.
– Cudownie. –
Daniel wstał prędko i już skręcił ku drzwiom, gdy nagle coś mu
się przypomniało i położył jeszcze na stoliczku niewielkie
pudełko. – A, masz tu zapałki – rzekł z wyraźnym
rozbawieniem, tak że dziewczyna momentalnie zlała się rumieńcem.
Czy naprawdę tak łatwo dało się ją rozszyfrować?
Kiedy chłopak
wyszedł, zerwała się na równe nogi i po zapaleniu świec zaczęła
się ogarniać. Na talerzu pod srebrną miską znalazła odłożoną
dla niej porcję z minionej kolacji, którą zjadła z przyjemnością,
acz w pośpiechu. Następnie obmyła swoje ciało chłodną wodą z
resztką mydła i pozbyła się czarnych pozostałości makijażu z
twarzy.
Nie mogła nazwać
się czystą, ale jako tako się odświeżyła. Twarz lekko tylko
przypudrowała, a żałośnie prezentujące się włosy spięła w
luźny kucyk. Małe lustereczko puderniczki ukazywało zmęczoną,
przestraszoną buzię. Westchnęła. Nie wyglądała najciekawiej,
szczególnie w porównaniu z poprzednim wieczorem, a to znacznie
osłabiło jej pewność siebie. Oby kapłani nie zawiedli się tak
marnym widokiem swojej bogini, pomyślała.
Cały czas
zastanawiała się, co Daniel mógł mieć na myśli, mówiąc o
„zurbanizowaniu” drugiej świątyni oraz jeździe na koniu. Idea
podróży rumakiem napawała Julię na przemian strachem i
ekscytacją. Jej ostatnie doświadczenia z końmi dzieliło z dobrych
siedem lat, w dodatku ograniczały się one do nużącego stępu
wkoło bądź po linii prostej na sędziwych kobyłach prowadzonych
na linie. Z drugiej jednak strony romantyczna wizja samej siebie,
majestatycznie prezentującej się na pięknym koniu wśród dzikiej,
śnieżnej przyrody, była wyjątkowo kusząca i budziła w
nastolatce dawne marzenia.
Julia spakowała
swój cały mało okazały dobytek i rozejrzała się po pokoju. Po
minionej nocy ta kamienna klitka wydawała się jeszcze bardziej
ciasna i nieprzyjemna, toteż dziewczyna z ulgą myślała o nowej
sypialni. Odniosła wrażenie, że wszystkie czynności zajęły jej
nie więcej niż pół godziny. Usiadła jeszcze na krzesełku, lecz
po kilku minutach niecierpliwość wzięła górę.
Kaptur futrzanej
narzuty był od wewnątrz przyjemnie miękki, kosmicznie ciepły i
tak duży, że częściowo opadał na oczy, zasłaniając pole
widzenia. Mimo to Julia nie zdejmowała go, kryjąc tym samym swoją
twarz i ewentualne niepożądane emocje. Stukając złotą laską o
kamienną podłogę, szła powoli podziemnym korytarzem, zmuszając
myśli do odtworzenia właściwej drogi. Nie miała zamiaru biernie
siedzieć w komnacie i czekać na Daniela; senność gwałtownie
przeszła i została zastąpiona nieposkromioną ciekawością tego,
co wydarzy się dalej.
Liczyła, że
spotka jednego z kapłanów, który poprowadziłby ją do wyjścia.
Błądziła jednak ciemnymi i pustymi korytarzami, co chwila
zawracając i skręcając to w nowsze alejki, aż była przekonana,
którędy na pewno iść nie powinna. Mijała dziesiątki drzwi,
jednych solidnych i zaryglowanych, innych niemal rozpadających się;
gdzieniegdzie widziała stosy szmat, siana czy pieńków drewna, w
kilku wnękach dostrzegła też bezkształtne resztki kamiennych
rzeźb, które niegdyś zdobiły tunele.
Wszystko stare,
pełne kurzu, zgnilizny i gdzieniegdzie tylu pajęczyn, że chwilami
trudno było stwierdzić, które z pomieszczeń są jeszcze
użytkowane, a które opuszczone od lat. Niewątpliwie jednak każdą
cząstkę zgniłego powietrza, każdą wyżłobioną przez czas
szczelinę, wypełniała atmosfera porzucenia i jedynie reminiscencji
dawnych momentów świetności. W niektórych korytarzach nie
pozapalano nawet pochodni, przez co zarówno straszyły, jak i
hipnotyzowały swoim mrokiem i ukrytymi tajemnicami.
Kilkunastowieczna budowla konała, jęcząc świstem zewnętrznego
wiatru, a stanowiła przecież najważniejszy ośrodek wiary w
boginię życia, w nieśmiertelną Aeis. Dziewczyna się zadumała.
Ile historii i pokoleń przewinęło się przez puste pokoje i
korytarze? Ile stóp wydeptało te alejki, ile głosów odbiło się
od pokruszonych murów, nim zaczęto o nich zapominać? I czy był
tam również Daniel?
Nie bała się
zagubienia, w końcu kogo jak kogo, ale zabłąkanej bogini na pewno
szukaliby do skutku. Jej kroki i stukanie laski odbijały się od
popękanych ścian wielowarstwowym echem. Z czasem Julia zauważyła,
że światła gęściej porozmieszczane są w korytarzach, które
przypominała sobie z poprzedniej wędrówki. Ku własnemu
zaskoczeniu, po pewnym czasie trafiła do obszernej komnaty z
kominkiem, w której poprzedniego dnia odbyła się uroczysta
kolacja. Stąd droga do wyjścia była już prosta.
Przy jednym ze
stołów siedział samotnie czarnobrody kapłan w średnim wieku, tak
bardzo pochłonięty lekturą pewnej masywnej księgi, że zdał
sobie sprawę z obecności nastolatki dopiero, gdy ta zatrzymała się
w połowie drogi do wyjścia na kolejny korytarz. Dopalająca się
niemrawo świeca na stole sugerowała, że na czytaniu zeszła mu
cała noc. Zaskoczony wzrokiem niespodziewanego przybysza, niemal
podskoczył na krześle, wyraźnie zmieszany swoją nieuwagą.
Zakapturzona, grubo ubrana postać na ciemno odzianych, chudych
nóżkach, wystających spod wielu warstw kapoty, skierowała berło
ze złotym ptakiem w stronę kapłana i rzekła ciepło:
– Bądź zdrów,
mój synu! – Po czym kiwnęła głową, kryjąc lekki uśmiech pod
cieniem kaptura i poszła dalej, pozostawiając w komnacie bladego,
lecz uszczęśliwionego mężczyznę, który próbował jeszcze
wybełkotać jakieś podziękowania.
Kolejnych
kilkadziesiąt kroków Julia przeszła na nogach miękkich jak wata,
miarowo uspokajając oddech. Nie tyle nawet był to efekt samotnej
konfrontacji z nieznanym kapłanem, co samodzielnego podjęcia
inicjatywy i świadomego zakłopotania drugiej osoby. Czuła teraz,
wyraźniej niż dotychczas, że wykorzystując swoją pozycję
mogłaby zmusić wielu do grania wedle jej zasad i wypełnić te dwa
miesiące oczekiwania czystym luksusem. Wiedziała jednak, że przy
jej charakterze to niemożliwe, bo nie mogłaby się wyzbyć ciągłych
wyrzutów sumienia i nieustającego strachu przed wykryciem. Jakie to
smutne – pomyślała gorzko – w zaistniałej sytuacji lepszą
aktorką okazałaby się osóbka bez skrupułów!
Mroźne powietrze
powitało młodą boginię, kiedy przekroczyła drzwi budynku. Na
zewnątrz rozpościerały się jeszcze nocne ciemności. Granat mroku
łamały nieliczne pochodnie, przytwierdzone do ostałych się
fragmentów murów i kolumn, niektórych wysokich nawet na
kilkanaście metrów, jakie wyrastały z ziemi niczym kamienne drzewa
i podobnie do nich gościły na sobie gromady czarnych ptaków. Na
wschodzie nieśmiało jarzyła się pomarańczowa łuna, w większej
mierze zakryta przez szczyty górskie. Nad najstarszym kompleksem
świątynnym bogini Aeis unosiło się bezchmurne niebo i czyste,
ostre od mrozu powietrze. Dziedziniec – o ile w ogóle można było
tak nazwać pusty plac pomiędzy zrujnowanymi budowlami – pokrył
świeży biały puch, w którym zdążono już tego dnia wyżłobić
liczne ślady stóp.
Julia stała i
napawała się spokojem, wdychając rześkie powietrze i rozkoszując
ciepłem, jakie emanowało od futrzanej narzuty. Po kilku chwilach
zaczęła bezwiednie spacerować wśród kamiennych filarów i
przekonywać samą siebie, że wcale nie jest tak tragicznie, że w
końcu mogła wylądować w świątyni w momencie, w którym nie
byłoby tam Daniela, i wtedy zapewne skończyłaby naprawdę marnie.
Ostatecznie scenariusz przygody ułożył się perfekcyjnie: została
boginią, niczym bohaterka niejednej książki lub filmu, i powinna
być za to wdzięczna losowi do końca życia. Odprawi kilka mszy,
odpowie grzecznie na pytania i jakoś te dwa miesiące zlecą.
Gdzieś w środku
jednak czuła ukłucie goryczy – już nawet nie wyrzutów sumienia,
tylko wrażenia i obawy, że nie zasłużyła na takie względy i
pomyślne zakończenie historii.
Spojrzała na
masyw górskiej ściany na zachodzie, skąd przywędrowała dwa dni
wcześniej. Pochodnia przy jaskini już dawno się wypaliła, a w
panującym półmroku wzrok nie sięgał daleko, toteż nie mogła
dostrzec wnęki – jej jedynej drogi ucieczki z tego świata. Czy
portal faktycznie pojawi się dokładnie za dwa miesiące? Daniel
niewątpliwie wiedział, co mówi, w końcu podróżował już wiele
razy. Co jednak, jeśli świetliste drzwi znikały tylko na chwilę i
potem znowu się materializowały? Nawet młodzieniec zdawał się
nie ogarniać mechanizmów rządzących tymi fantastycznymi
zjawiskami. Być może Daniel zawsze wracał do jaskini o ustalonej
porze, podczas gdy tak naprawdę portal pojawiał się o wiele
wcześniej, a on o tym nie wiedział.
Julia zacisnęła
pięści. Ruszyła niepewnym krokiem po skrzypiącym śniegu w
kierunku nierównej ścieżki, która prowadziła wzdłuż skalistej
ściany, prosto do wnęki. Na górze roznosiło się wronie krakanie,
kiedy mijała kolejne fragmenty zrujnowanych budowli. Postanowiła,
że pójdzie teraz do jaskini i sprawdzi, czy portal się przypadkiem
nie otworzył. Nie może przecież wyruszyć w długą, nieznaną
podróż, marnując jedyną okazję na opuszczenie tego świata
wcześniej. Nieważne, że będą jej szukać. Nieważne, że Daniel
zostanie sam; on sobie poradzi. Prawda? A Julia wróciłaby do domu,
nim wsiąknęłaby głębiej w bagno, do którego sama się
wpakowała.
– Hej! –
Głośny, pełen emocji krzyk z daleka sprawił, że momentalnie się
zatrzymała. Nim jednak zdążyła się odwrócić, w tej samej
chwili niecały metr od niej – dokładnie w miejscu, w które
ułamek sekundy później wykonałaby kolejny krok – z głośnym
hukiem gruchnął ciężko fragment starej kamiennej rzeźby; kawałek
głowy i ramienia marmurowej Aeis, wielkości małego samochodu,
wgniótł się w podłoże. W połowie rozerwana w makabrycznym
rozcięciu martwa twarz łypała pustym okiem na zszokowaną
dziewczynę.
Aż zatrzęsła
się ziemia pod stopami nastolatki, a kłęby śniegu wzbiły w
powietrze, kiedy ta odruchowo odskoczyła, chwiejąc się na nogach i
tracąc równowagę. Odpryski kamieni i lodu obsypały ją aż po
wysokość piersi. Za sobą usłyszała śpieszne kroki osoby, której
wołanie uratowało jej życie. Byłaby upadła cała oszołomiona,
gdyby mężczyzna zawczasu nie wyciągnął rąk i jej nie
podtrzymał. Tępym wzrokiem Julia spojrzała na Sergiusza.
– Widziałem,
jak balansował – powiedział prędko, dysząc i nie ukrywając
zaskoczenia. Patrzył to na fragment rzeźby, to na półprzytomną
Julię i analizował sytuację. Druga część twarzy bogini musiała
ukruszyć się już dawno temu, bowiem na szczycie masywnej kolumny
ostał się jedynie fragment ramienia. – Och, pani – Sergiusz
zaczął po kilku chwilach – czyżbyś gniewała się na samą
siebie?
Mimo wyraźnego
poruszenia, zdołał przemycić w tonie głosu ironię, tak bardzo
dla niego charakterystyczną. Młoda bogini jednak nie ogarnęła
jeszcze, jak srodze otarła się o śmierć i pustym, niemal
rozpaczliwym wzrokiem spoglądała w ciemne, drwiące oczy swojego
nieszczęsnego wybawcy, w których iskrzył się płomień pobliskiej
pochodni. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Jedyną refleksją,
jaka obecnie nasuwała jej się na myśl, było pytanie: „Dlaczego
akurat on?”.
Niebo na wschodzie
barwiło się na różowo, malując śnieżny krajobraz ciemnym
fioletem. Groźnie piętrzące się szczyty odległych gór
gdzieniegdzie przepuszczały pierwsze tego dnia, nieśmiałe promyki
słońca. Pośrodku wąskiej doliny otoczonej zaśnieżonymi zboczami
skalnymi po kamiennej dróżce powoli ciągnęły się czarne
sylwetki kilkunastoosobowego kordonu. Podzieleni na małe grupki, w
równych odstępach po kilkanaście metrów, szli jeden za drugim
kapłani najstarszego ośrodka świątynnego bogini Aeis.
Ciągnęli ze sobą
obficie obładowane bagażami muły, które z pokorą i tępym
spokojem na pyskach posuwały się leniwie naprzód, nadając tempa
wyprawie. Na najbardziej okazałej, acz zarazem i apatycznej klaczy
siedziała sztywnie wyprostowana Julia, kołysząc się delikatnie w
rytm mulego stępu. Nie takiego rumaka sobie wymarzyła, i gdy tylko
Daniel przedstawił jej nową towarzyszkę podróży, gorzko zaśmiała
się w myślach wraz z ponownie kpiącym z niej losem.
Tak czy siak czuła
w tej chwili wielką wdzięczność do swojego fatum, w dodatku z
dwóch różnych powodów. Po pierwsze, co było raczej oczywiste, na
samą myśl o pokonywaniu nierównej kamienistej drogi na własnych
nogach, odzianych co prawda w modne, lecz kompletnie niedostosowane
do górskiego terenu kozaki, robiło jej się niedobrze. Po drugie,
co było już mniej ewidentne, żywiła wdzięczność za
perfekcyjnie zgrane w czasie pojawienie się Daniela, zaledwie parę
momentów po felernym wypadku, który rozegrał się na oczach
Sergiusza, i który dzięki niemu o mało nie zakończył się
tragicznie.
Mężczyzna o
koziej bródce, ku wielkiemu niezadowoleniu Julii, nie dość, że
był członkiem kapłańskiej eskapady, to jeszcze pełnił rolę
swoistego przewodnika, jako osoba najbardziej wprawiona w dalekich
podróżach. Było więc pewne, że potowarzyszy orszakowi młodej
bogini przez kolejne tygodnie. Przeklinała to w duchu, ze spuszczoną
głową wpatrując się w trzymadło niewygodnego, prowizorycznie
dostosowanego do kobiety siodła.
Po obu stronach
klaczy kroczyli arcykapłani. Jegomościa po lewej pamiętała z
minionej kolacji. Pan w średnim wieku bez jednego włoska na głowie
zadawał wtedy liczne pytania i bezsprzecznie zachwycał się
możliwością obcowania oraz rozmowy z boginią. Nawet teraz, idąc
koło niej w milczeniu, był wyraźnie spięty, a ile razy nastolatka
zerknęła w jego stronę, gładka twarz otulona futrem przybierała
odcień czerwieni.
Julia ciałem
skierowana była na prawą stronę, gdzie kroku dotrzymywał jej
Daniel. Chłopak szczęśliwie nie odstępował jej już na krok –
jedynie wzrokiem skarcił wcześniej za samodzielne wędrówki,
niczym matka niesforne dziecko. Chociaż nastolatka rozumiała jego
obawy przed wpakowaniem się w kolejne kłopoty, a także czuła się
przy nim bezpiecznie, nie do końca pojmowała jego dążenia do
pełnej kontroli jej zachowań. Czy wynikało to z braku zaufania,
czy czegoś jeszcze? Tym bardziej ją to zastanawiało, że w
bezpośredniej rozmowie Daniel zawsze był oschły, do bólu rzeczowy
i skryty. Ani razu nie wykryła u niego uczucia innego niż irytacja.
Tym razem również,
niedługi czas po opuszczeniu kompleksu ruin, wyraźnie
niezadowolony, spoglądał na Julię raz po razie, jakby próbując
coś przekazać. Przez pierwsze minuty dziewczyna była przekonana,
że wciąż beszta ją za poranną samowolę. Sama ledwie otrząsnęła
się z wrażenia „co by było, gdyby”, zatem milczała ze skruchą
oraz spuszczoną głową. Po pewnym czasie jednak dotarło do niej,
że spojrzenie jasnych oczu Daniela jest ponaglające i chodzi o coś
zupełnie innego. Zwróciła się do mężczyzny po prawej stronie:
– Chciałabym na
osobności porozmawiać z arcykapłanem Danielem. – Sama zaskoczyła
się butnym tonem swojego głosu. – Jeśli pozwolisz... – dodała
spokojniej, obserwując narastające podenerwowanie łysego kapłana.
– Ależ
oczywiście, pani... – odparł przepraszająco i przystanął, aby
dołączyć do grupki, która szła za nimi. Minęła przynajmniej
minuta, nim Daniel się odezwał.
– To było dobre
– rzekł lakonicznie, lecz to przynajmniej na moment
usatysfakcjonowało Julię. – Okej, jak się czujesz?
– Trochę
oszołomiona, ale w porządku... – westchnęła, znowu nie
odczuwając krzty prawdziwego zainteresowania w głosie chłopaka.
– Może to i
lepiej, że trafiłaś akurat na Sergiusza. Jedyne, czego nam teraz
brakuje, to więcej podejrzliwych osób – spróbował zażartować.
Julii nie było jednak do śmiechu, więc kontynuował już po
swojemu: – Muszę ci wyjaśnić jeszcze parę rzeczy. W zasadzie to
nic innego nie powinienem teraz robić, jak tylko wtajemniczać cię
w te przeklęte realia. Nie wiem, jak stoisz z nauką historii, ale
to zabrzmi podobnie do lekcji, zatem słuchaj uważnie.
Nastolatka
chłonęła jego słowa w skupieniu. Nawet poirytowany głos Daniela
brzmiał dźwięcznie i lekko, słuchało się go z czystą
przyjemnością. Mówił cicho i ostrożnie, bacznie sprawdzając,
czy aby pobliscy kapłani ich nie słyszą.
– Widzisz, wiara
w Aeis nie jest obecnie jedyną religią w Ardmorze. Właściwie jest
ona jedynie częścią wielkiej religii obejmującej jeden panteon
bóstw, wśród których Aeis oraz Ageon są najważniejsi. Niegdyś,
chociaż wtedy mnie tu jeszcze nie było, wiara w bogów wyglądała
podobnie do politeizmu starożytnych Greków czy Egipcjan. Wszystko
zmieniło się tysiąc pięćset lat temu po przybyciu pierwszego
wcielenia Aeis...
Tu na chwilę
urwał i zerknął na Julię, jakby sprawdzając, czy ta nadąża.
Nastolatka kiwnęła głową i duchu pomyślała, że faktycznie,
brzmi to jak wykład na lekcji historii. Z tą różnicą jednak, że
takiego nauczyciela słuchało się nieporównywalnie przyjemniej.
– Po pojawieniu
się Aeis wiara w boginię prawdy rozkwitła – kontynuował. –
Wtedy też powstał pierwszy ośrodek świątynny, a później cała
masa kolejnych, gdzie czczono wyłącznie ją, niczym
chrześcijańskiego Boga. Gorliwość wierzącego ludu, który przez
długie lata rozpowiadał o objawieniu bogini, ogarnęła cały
Ardmor. Aeis była jak dotąd jedynym bóstwem, które osobiście
zstąpiło do swych śmiertelnych dzieci, potwierdzając tym swoje
istnienie. Jak możesz się domyślić, wielu zwątpiło wtedy w
prawdziwość pozostałych bogów. Zepchnięto ich na dalszy plan,
szczególnie po wydaniu królewskiego rozporządzenia, które
ustanowiło wiarę w Aeis czymś w rodzaju religii państwowej...
Nadążasz?
Dziewczyna
ponownie kiwnęła głową. Opowieść nie była na razie zbyt
skomplikowana, chociaż zapewne zgubiłaby się, gdyby nie
przeczytała wcześniej książki o mitologii. Trochę też mina jej
zrzedła, kiedy zrozumiała, że w to wszystko oczywiście wmieszana
jest polityka.
Krajobraz
tymczasem powoli nabierał innego charakteru. Z ośnieżonych ścian
wąwozu ostało się strome górskie zbocze po lewej stronie, po
prawej zaś, wśród licznych białych pagórków lub nagich, ostrych
skał, zaczęły pojawiać się pierwsze, wyjałowiałe rośliny.
Suche kępy trawy przeplatały się z gołymi krzakami, coraz gęściej
rozmieszczonymi. Złote światło porannego słońca przebijało się
przez góry w oddali, oblewając twarze wędrowców przyjemnym,
ciepłym blaskiem.
Przez cały czas
lekko przymrużone oczy Daniela obserwowały Julię, badając jej
reakcje. Peszyło ją to, ale także irytowało. Zupełnie, jakby
wątpił w jej intelekt czy możliwości rozumienia. Oczywiście
orłem z historii, ani tym bardziej polityki nie była, bystrością
umysłu też zazwyczaj nie grzeszyła, no i ostatecznie wylądowała
w Ardmorze z własnej głupoty – jednak to wszystko nie było
powodem do traktowania jej z góry. Prawda?
– No i wtedy się
zaczęło... – ciągnął Daniel. – Przez setki lat świątynie
poświęcone Aeis mnożyły się i rozwijały, a pierwszy kompleks
świątynny, z którego zostały teraz niemal same ruiny, tętnił
życiem. Ludzie pielgrzymowali tu z najdalszych rejonów kontynentu,
jedni pragnący doznać objawienia, inni z czystej ciekawości
ujrzenia miejsca, po którym stąpała bogini. Mijały całe
pokolenia, a lud Ardmoru żył w ciągłym oczekiwaniu jej powrotu.
Co pół wieku należało restaurować świątynie, przygotowując je
do ponownego przybycia bogini. Z czasem jednak... – tutaj westchnął
z żalem – ...ludzie zaczęli wątpić.
– Dlaczego? –
Julia była szczerze zaintrygowana, widząc zwłaszcza, jak jej
rozmówca posmutniał. Mróz przyprawił jego nos i policzki chłodnym
różem, przez co skóra twarzy wydawała się jeszcze bardziej blada
niż zazwyczaj.
– Nie pamiętali
już przybycia Aeis, z faktu historycznego stało się ono jednym
wielkim mitem. Zawiedli się w wieloletnim oczekiwaniu na jej powrót.
Zmęczyli tymi samymi opowieściami przekazywanymi od pokoleń. Wielu
odwróciło się od bogini i wróciło do kultu całego panteonu,
inni zaczęli czcić tylko niektórych bogów. Istniejące wcześniej
sekty rozszerzyły działalność, rosnąc w siłę, zrzeszając
nowych członków i buntując ich przeciwko istniejącemu systemowi.
Ród królewski popadł w konflikt z rządem, a efektem tego był
koniec finansowego wspierania kompleksów świątynnych. Mniej więcej
dwieście lat temu rozpoczęły się zamieszki zwolenników
zniesienia nakazu kościelnej daniny i ogólnie odgórnej wiary.
Świątynie podupadły. A to nie wszystko.
Głos Daniela
nabierał coraz więcej emocji, a każde kolejne zdanie chłopak
wypowiadał szybciej, nie mogąc nadążyć za własnymi myślami.
Wpatrzony w drogę przed sobą, otoczoną przez coraz ciekawszy
krajobraz, wzrokiem był zupełnie gdzie indziej.
– Kult Ageona
rósł w siłę. Szerzono przekonanie, że skoro już bogini objawiła
się śmiertelnikom, czas na jej męża, boga śmierci i kłamstwa.
Wedle pierwotnej mitologii, odtworzonej ze skrawków zachowanych
pism, oznaczałoby to... coś w rodzaju sądu ostatecznego. No, po
prostu koniec świata. Mało tego. Wyznawcy Ageona przekreślają
jakikolwiek wpływ Aeis na nasze życie. Uważają, że kobieta
jedynie mogła dać początek ludzkości, podczas gdy, banalnie
mówiąc, tylko facet jest w stanie nią dalej kierować.
– Pff... –
parsknęła Julia, chcąc podkreślić swoje oburzenie i pokazać
młodzieńcowi, że zrozumiała całą opowieść. Mimo iż lista
pytań znowu rosła w głowie dziewczyny, nie było jej stać na
mądrzejszy komentarz. Daniel jednak spojrzał na nastolatkę
śmiertelnie poważnie.
– Och, Julio...
Żyjemy właśnie w czasach największego kryzysu wiary w naszą
panią. Ja to wszystko widziałem; obserwowałem na własne oczy, jak
świątynie upadały, jak stopniowo ludzie się od nas odwracali...
Będąc bez żadnej nadziei na ratunek. Aeis nie chciała powrócić.
A teraz zjawiłaś się ty. – To ostatnie słowo wyraźnie
podkreślił, wprawiając nastolatkę w osłupienie. Nim jednak
zdołała wykrztusić z siebie jakiekolwiek pytanie, Daniel już
spieszył z wyjaśnieniem:
– Widzisz...
Kiedy wczoraj powiedziałem ci, że „to” może się udać, miałem
na myśli nie tylko naszą szopkę z tobą jako Aeis przed kapłanami,
chociaż to pierwszy etap planu. Dlatego wszystko musi być
perfekcyjnie odegrane, nie możesz popełnić najmniejszego błędu.
Nie odprawiamy bowiem teraz zwykłej pielgrzymki po świątyniach,
aby ludzie mogli się tobą pozachwycać, o nie. Idziemy prosto do
miasta Mosmor, stolicy Ardmoru. Wskrzesimy wiarę na nowo. Musimy
pokazać rządzącym najprawdziwszą, w ich wierzeniu, boginię Aeis,
która powróciła na ziemię. – Oczy Daniela zrobiły się
wielkie. – Tak, jak obiecała...
Cisza, przerywana
odgłosami dalekich rozmów i mało uroczym fukaniem muła, trwała
kilka minut. Słońce już dawno wzniosło się ponad horyzont,
rozświetlając błękitne niebo i porażający jasnością śnieg.
Ciągnąca się od kilometrów wielka ściana skalna coraz gęściej
obrastała w zielonkawy puch, natomiast po drugiej stronie zaczęły
pojawiać się nieduże zbiorowiska bliżej nieokreślonych drzew
iglastych.
Julia nie odzywała
się. Nie była pewna, czy Daniel skończył i czekał teraz na jej
reakcję, nie mogła się jednak zdobyć na żadne słowa. Była
przytłoczona ilością oraz treścią informacji, a także nie do
końca uświadamiała sobie ich sens. W jaki sposób niby ma
przekonać króla – czy kto tam rządził Ardmorem – że to
właśnie ona jest prawdziwą Aeis? Jak Daniel to sobie wyobrażał?
Czym innym byli kapłani, całe lata żyjący w izolacji, a czym
innym elita wielkiej krainy. O ile po minionym dniu była
przynajmniej przekonana, że młodzieniec ma wszystko pod kontrolą,
o tyle teraz zaczynała wątpić, czy on oraz reszta kapłaństwa w
ogóle zdają sobie sprawę z tego, na co się porywają.
Wzrastało w niej
niezadowolenie i bezradność. Dlaczego ma to robić? Przecież nawet
nie wierzy w tę całą Aeis. Nie chciała być wykorzystywana do
jakichś durnych celów politycznych, na których nawet jej nie
zależało. Czy Daniel w ogóle rozważył jej szanse? No dobrze,
biorąc pod uwagę już jeden publiczny występ i przynajmniej kilka
kolejnych przed dotarciem do stolicy, miał prawo założyć, że da
radę. Może... może faktycznie jest to możliwe, pomyślała. Być
może chłopak wierzył w Julię bardziej niż ona sama. Ale jakie
miały wyniknąć z tego korzyści dla niej?
Zbyt wiele
wątpliwości ogarnęło teraz najbliższą przyszłość nastolatki.
Wolała ochłonąć i przemyśleć tę sprawę raz jeszcze, ale
później.
– Daniel... –
odezwała się po dłuższej przerwie, akurat w momencie, w którym
przeleciała nad nimi para ćwierkających ptaków. – Dlaczego w
ogóle tak bardzo zależy ci na tym, aby ludzie wierzyli w Aeis?
Dlaczego ty wierzysz? – Serce zabiło jej mocniej przy ostatnim
pytaniu, gdyż wiedziała, jak drażliwy to temat. Młody arcykapłan
spoglądał znużonym wzrokiem na drogę i odparł:
– Pamiętam
czasy dawnej świetności. Pamiętam piękne, marmurowe komnaty,
idealne posągi, bujną roślinność, sprowadzaną z krańców
świata. Pamiętam uroczyste ceremonie, na które zjeżdżali się
najstarsi arcykapłani. Aeis była tam z nami, jej obecność czuło
się w każdej istocie i w każdym miejscu. – Przerwał nagle, nad
czymś się zastanawiając. Julia przygryzła dolną wargę; nie
otrzymała pełnej odpowiedzi na swoje pytania. Po chwili namysłu
chłopak kontynuował tonem przygnębienia: – Byłem tam, kiedy
kwitnęliśmy, byłem także, jak umieraliśmy. Z wizyty na wizytę
świątynie popadały w coraz większą ruinę, wielcy arcykapłani
odchodzili, a z nimi odchodziła też Aeis. Lecz tak naprawdę mnie
tam nie było. Nic nie mogłem zrobić. Pojawiałem się raz na dwa,
trzy lata, czasem i rzadziej. Może gdybym dał radę zjawiać się
częściej...
Młodzieńcowi
załamał się głos. Julia słuchała w oniemieniu, nie rozumiejąc,
lecz współczując. Pragnęła bardzo poznać przeszłość Daniela,
a przynajmniej dowiedzieć się o jego powodach podróży do Ardmoru
i bycia kapłanem bogini, co do której istnienia miała wiele
wątpliwości.
– Dlaczego nie
mogłeś przychodzić tu częściej?
– Mam ojca w
szpitalu – odrzekł krótko Daniel. – I zawaliłem już jeden rok
w szkole.
– Och... –
Julia odruchowo przyłożyła dłoń do ust. Jakoś nie rozważyła
wcześniej tak przyziemnych powodów. – A twoja mama? Czy wie... –
spytała spiesznie, lecz po chwili żałowała swojej przesadnej
ciekawości:
– Nie żyje.
– Ojej...
Przepraszam.
Nastolatka
zakłopotała się. Daniel powiedział to tak beznamiętnie i
stanowczo, jakby znowu zabrnęła o jedno pytanie za daleko. Było
jej bardzo przykro. Chłopak przeżył wiele trudnych chwil, których
rangi nie mogła sobie nawet wyobrazić, i jednocześnie najwyraźniej
dusił wszelkie emocje w sobie. Było wątpliwe, czy komukolwiek poza
Julią zdradził wcześniej więcej informacji. Tyle lat, które
łącznie minęły, kiedy siedział w Ardmorze, zapominając o
zewnętrznych realiach. Tyle samotnych chwil przeżytych w szarej
rzeczywistości współczesnego świata, które były jedynie
wyczekiwaniem, aż ponownie będzie mógł przekroczyć świetlisty
portal.
Żył w obu
uniwersach, a jednak nie należał do żadnego. Samotny, z jednej
strony otoczony śmiercią przyjaciół w ciągu całych pokoleń,
jakie mijały w Ardmorze, z drugiej pozbawiony codziennego ciepła
najbliższej rodziny. Gdzie znajdował się jego prawdziwy dom? Jak w
tym wszystkim udawało mu się jeszcze uczęszczać do szkoły, a
nawet na imprezy?
Wszystkie te myśli
bombardowały umysł dziewczyny, kiedy mijali kolejne skaliste
pagórki i drzewa. Droga, która dotychczas wydawała się prosta,
musiała skręcać lekko na prawo, bowiem z czasem masywy górskie w
oddali zaczęły się przesuwać, odsłaniając wysoko unoszące się
słońce w pełnej krasie.
Szli już jakieś
cztery godziny. Daniel nie odzywał się od dobrych sześćdziesięciu
minut, pogrążony w myślach tak bardzo, że raz o mało się nie
potknął o jeden z licznie usianych na drodze kamieni. Żaden z
członków kapłańskiej eskapady nie zdecydował się jednak na
dołączenie do nich. Sergiusz znajdował się na przedzie, tak
daleko, że Julia przynajmniej na czas wyprawy mogła o nim
zapomnieć.
– Jul... –
niespodziewanie odezwał się Daniel, aż nastolatkę przeszedł
dreszcz. W połowie słowa jednak przerwał, gdyż grupa kapłanów
przed nimi gwałtownie się zatrzymała, zasłaniając jednak swoimi
sylwetkami powód poruszenia. Zaskoczone muły zarżały
rozpaczliwie, gdy Julia z młodym arcykapłanem powolnym, pełnym
napięcia stępem dochodzili do rozmawiającej z przejęciem grupy na
przedzie. Ich oczom ukazał się obficie odziany w skóry mężczyzna
na czarnym, żwawym koniu. Rumak wysoko unosił nogi, nie mogąc
ustać w miejscu, jakby zatrzymał się właśnie po długim, prędkim
galopie i rozpędzony nie chciał zwalniać tempa. Zarówno on, jak i
jeździec ciężko dyszeli.
Kiedy Daniel i
Julia podeszli do kapłanów, zapadła cisza. Jasne oczy posłańca
płonęły, a poliki i nos pokryły się rumieńcem, kiedy w
zdenerwowaniu, nie zdając sobie nawet sprawy z obecności bogini,
zachrypniętym głosem przekazywał wiadomość:
– Znaleźli
go... znaleźli... ziemskie wcielenie Ageona!
Komentarze:
Ładnie proszę nie nominować mnie do LBA. :)
Jeśli masz zamiar zareklamowac swojego bloga czy cokolwiek innego, zrób to proszę w SPAMOWNIKU. ^^
OOOOOOOOOOŁŁŁ maaaaj dzieje się! i co teraz nei mogę sie doczekać ich spotkania ;p
OdpowiedzUsuńOj, to jeszcze z kilka rozdziałów przynajmniej. ;) Dzięki! :D
UsuńŚwietne! I koniec... aż się zachłysnęłam ze zdziwienia ^^ Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć!! :D Kolejny rozdział... najpewniej w styczniu. Co prawda w tym miesiącu się przeprowadzam i nie wiem, jak będę stać z czasem, ale dołożę wszelkich starań. :)
UsuńI co ona teraz musi grać jego żonę?! Przecież on jej nie zna! A może zna? Co ty kombinujesz? o.O
OdpowiedzUsuńHaha. :D Nie zaprzeczę, że będzie się działo, chociaż wszystko w swoim czasie. ^^
UsuńŚwietny rozdział. Jest bardzo mało ludzi, którzy piszą ją ty :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnych przygód Julii, bo z każdego rozdziału na rozdział jest coraz lepiej! Kiedy przeczytałam koniec to zdziwiłam się. Myślałam, że znajdą jego wcielenie trochę później. :))
Weny
Dziękuję za miłe słowa! Fajnie, że tak uważasz. : )
UsuńTo, że już znaleźli wcielenie Ageona nie znaczy, że akcja wystrzeli teraz jak z procy. Na wszystko przyjdzie czas. ;)
Ach, te Twoje nieziemskie opisy. Osobiście nie przepadam za opowiadaniami, gdzie opisy ciągną się bez końca i wolę mieć to bardzo często urozmaicane wypowiedziami bohaterów, ale u Ciebie jest coś takiego... Nie wiem, jak powinnam to określić, żebyś w miarę mnie zrozumiała. To po prostu chce się czytać. To tak jak bierzesz książkę i obiecujesz sobie, że to ostatni rozdział - zaraz idziesz spać. Jednak po chwili zdajesz sobie sprawę, iż prędzej wolisz chodzić niewyspana z worami pod oczami, niż nie dowiedzieć się, co wydarzyło się w kolejnym rozdziale. Takie uczucie mam w przypadku Twojego opowiadania. Nie raz zdarzało mi się w innych historiach po prostu omijać opisy, bo były beznadziejne. A u Ciebie, jakbym je ominęła, miałabym takie wyrzuty sumienia jak w przypadku "tego ostatniego rozdziału". Trochę dziwnie to chyba wytłumaczyłam, aczkolwiek to niesamowite, w jak naturalny i cudowny sposób potrafisz opisać ten świat. Tak sobie czytam i czytam, i zastanawiam się, czy można by było opisać to jeszcze lepiej. Chyba jednak nie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, że poruszasz kwestie tak często omijane w podobnych opowiadaniach - higiena, takie bardziej przyziemne rzeczy, ale niezbędne do tego, ażeby cała historia była stuprocentowo realistyczna. Tak sobie pomyślałam, co będzie, jak ona dostanie okres... To by było zabawne :D
Narzekałam na Sergiusza, ale kurde no - lubię go. I wiem, że niezależnie od tego, kim będzie ludzkie wcielenie Ageona, jego też będę lubić, a nawet uwielbiać! Ciekawa jestem tylko, czy jeśli to jest taki prawdziwy Ageon (wątpię, czy ktokolwiek inny wpadł na pomysł podszywania się pod wielkiego boga/boginię), w jaki sposób oni spróbują go oszukać. No bo w końcu to też bóg, mogliby sobie rozmawiać o wszystkich sprawach związanych z byciem nadprzyrodzoną istotą, a tu buuum - to nie jest Aeis. Jakby chcieli przekonać mieszkańców Ardmoru (mam nadzieję, że dobrze napisałam) do uwierzenia z powrotem, że tak to nazwę, czy to będzie jakoś podzielone? No wiesz, z jednej strony chcieliby, żeby to kult Ageona został przywrócony, a z drugiej - Aeis. W sensie, że nie razem... Cholera, nie wiem, jak mam to wytłumaczyć i czy jest minimalnie zrozumiałe. Jeśli nie - poczekam aż będziesz to wyjaśniać :D
Pozdrawiam, dużo szczęścia w Nowym Roku <333
Woooow, ŚWIETNE!!! Kocham to :3. Jak mogłaś skończyć w takim momencie, ja chcę już wiedzieć kim jest to ziemskie wcielenie Ageona XD. Czekam na kolejny rozdział,
OdpowiedzUsuńAngie, twoja oddana czytelniczka :)
tytankiwschodu.bloog.pl
Świetne, naprawdę! Czytało się szybciutko i ciekawie, człowiek tylko chłonął kolejne litery, wyrazy, zdania! Wspaniała historia, bardzo niezwykła. A te opowieści? Świetne! Powiem Ci, że po wysłuchaniu gadki Daniela, tak myślałam, że pojawi się kolejne wcielenie, ale i tak cudnie. Trzymaj tak dalej, słońce!
OdpowiedzUsuń~~Lou Leen
Coraz lepiej władasz internetowym piórem :DJuż od pierwszego rozdziału urzekła mnie historia Julii :) Opisy miejsc są tak realistyczne, że aż mam wrażenie jakbym tam była :) Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :) P.S: Powodzenia w bezproblemowej przeprowadzce:) Ja tam zgubiłam swojego iPoda i wiele innych rzeczy, ale mam nadzieję, że Ciebie ominą takie nieprzyjemności :D
OdpowiedzUsuńOjej ale się teraz boje... Jeśli to będzie prawdziwy bóg i będzie chciał zniszczyć Julie za jej kłamstwa?? Marzy mi się żebyś wstawiła kilka rozdziałów na raz bo po prostu nie mogę wytrzymać mogła bym czytać i czytać. Ale wiem przecież że i tak starasz się dać nam rozdziały jak najszybciej. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło :d Ale po kolei, i tak w większości znowu będę jak zwykle chwalić, więc może zacznę od tego, co mi się rzuciło w oczy. Nie podobają mi się te potoczne wtrącenia w narracji ("Blade światło z korytarza teraz na bank dopełniłoby jej wizerunku", "kosmicznie ciepły"). To by mogło być na miejscu, w końcu główną bohaterką jest nastolatka, ale większość narracji jest prowadzona w zupełnie inny sposób. Jak dla mnie te wtrącenia pasują jak pięść do oka przy zdaniach takich jak: "Kilkunastowieczna budowla konała, jęcząc świstem zewnętrznego wiatru". To oczywiście moje zdanie, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie wytknąć. Pasowałoby w wypowiedziach, w przemyśleniach Julii (ewentualnie Daniela), ale już w samej narracji - nie bardzo. No i jeszcze (tu nie byłam pewna, ale aż sprawdziłam, bo mi zgrzytało) - poprawna odmiana to chyba stępa, nie stępu. Może i się czepiam pierdół, ale do nie ma zbyt wielu rzeczy, do których można się przyczepić, a do czegoś przecież czasem trzeba ;)
OdpowiedzUsuńNo i to tyle zrzędzenia, dalej chciałam pochwalić to jak fajnie, realistycznie oddajesz uczucie Julii i jej zmartwienia błahymi problemami - niby głupota w takiej sytuacji, no ale jednak kto by chciał, żeby fajny facet cię widział z tłustymi włosami ;) Bardzo się cieszę, że przybliżyłaś postać Daniela, coraz bardziej go lubię. Może to "pozbawiony ciepła rodzinnego, wszędzie obcy" zalatywałoby tanią dramą, ale sposób przedstawienia uratował sytuację - żadnej histerii "nic o mnie nie wiesz, bo moja rodzina to...", tylko zarysowanie obrazu sytuacji, nie pozbawione emocji, nie przedramatyzowane. No i Sergiusz, Sergiusz jest super. Z jednej strony jest kreowany na typowy czarny charakter, ale po tym rozdziale sądzę, że odegra bardziej niejednoznaczną rolę. To jest fajne, takie postacie są najlepsze :)
Na koniec jeszcze biję pokłony na cześć Twojej umiejętności opisywania przyrody. Jak dla mnie to prawdziwy majstersztyk, bardzo zgrabnie operujesz słowem, tworzysz przed oczami żywe obrazy i kreślisz wyraźną atmosferę. Podziwiam i zazdroszczę.
(a tak pod koniec pozwolę sobie napomknąć - bo kiedyś mówiłaś, że wygodniej byłoby Ci gdybym miała bloga na blogspocie - że się tam przeniosłam, więc jeśli znajdziesz kiedyś chwilkę to nowy link to http://hail-to--the-king.blogspot.com/ )
A ja podejrzewam, iż Sergiusz może potajemnie wyznawać wiarę w Aegona. Czekam, aż Julia spotka ziemskie wcielenie męża Aeis. Rozdział cudowny, do następnego :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na ocenę. :)
OdpowiedzUsuńhttp://smocza-ocenialnia.blogspot.com/2014/01/2-aeis-faszywa-dusza.html
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do LBA. Szczegóły :
http://czlowiek-ktory-sie-nie-narodzil.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-lba.html
Pozdrawiam ;]
Hej!!! Nominuję cię do Liebster Award! Zasługujesz na to, masz świetnego bloga! Więcej informacji: http://nicniedasiecofnac.blogspot.com/2014/01/liebster-award-23456.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dżoana ;**
Świetny rozdział <3 uuuu zakochałam się w twoim blogu czekam na następny rozdział z niecierpliwością :P
OdpowiedzUsuńWzięłam się za nadrabianie zaległości (lepiej późno, niż wcale, prawda?). W moim przypadku niestety było to bardzo późno, za co równie bardzo przepraszam. Widzę, że bardzo dawno nie dodawałaś nowego rozdziału, a ja już chcę wiedzieć, co się będzie działo! Dodawaj szybciutko :D
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, jak dobrze piszesz. Niczym prawdziwa pisarka, która ma na swoim koncie już kilka powieści. Pisałaś coś przed Boginią? Jeśli powiesz, że nie, to naprawdę mocno się zdziwię, bo Twój styl jest cudowny.
Co do samej historii to rozwija się powoli, wciągając czytelnika i nie pozwalając mu odejść. Wykreowałaś wspaniałych bohaterów, z dobrze zarysowaną przeszłością i charakterem. Cały pomysł na opowiadanie również jest niebanalny, powiedziałabym nawet, że bardzo dobry, a dość rzadko mam taką opinię o blogach. Polubiłam również Julię, a to bardzo dobrze, gdyż często nie trawię głównych bohaterek. Julii się jednak nie da nie lubić. Byłoby dziwne, gdybym nie wspomniała o Danielu - mojej ulubionej postaci! Jest naprawdę nieprzewidywalny i właśnie to w nim lubię, a między nim i Julią fajnie iskrzy. Zastanawia mnie również postać Sergiusza... Ciekawe, jak dalej potoczą się jego losy. Świat przez Ciebie wykreowany jest pełen magii i... jednym słowem: niesamowity. Co więcej, nie robisz (a przynajmniej ja nie wyhaczyłam) żadnych błędów, co jest naprawdę godne podziwu. W sumie jedyne co nie jest godne podziwu to to, że tak długo każesz nam czekać z nowym rozdziałem :D Wprost nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że gdy już go dodasz uda mi się skomentować jako jednej z pierwszych (:
Weny! :*
Wooooooooow!!! Świetny blog !! Musze ci przyznać ,że jestem ciekawa co będzie dalej. Gdy przeczytałam ten rozdział prawie co udławiłam się z zdziwienia. Aaaaa,żebym nie zapomniała popraw błędy ortograficzne bo masz ich trochę , ale pozatym naprade jest super. Oceniam go 12 na 12
OdpowiedzUsuńP. S
UsuńKiedy będzie następny rozdział?
Kiedy następny rozdział!?
Usuńkiedy następny rozdział? jest już marzec... tak tylko mówię
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. I bardzo nad tym ubolewam. Powoli wychodzę na prostą, ale to jeszcze trochę potrwa. Niemniej jednak ciąg dalszy nastąpi na pewno - bo chęci i pomysły to ja mam, oj mam. Tylko czasu nie. :(
UsuńŚwietny blog ;3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://historiedopoduszki.blogspot.com/
oooł maaaj. taki moment i przerwałaś ;-; biedna Julia. ma mocno przerąbane... o ile to wcielenie jest prawdziwe.
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na rozdział kolejny! :D
~paranoJA
Pięęknee. Masz wielki talent ;3
OdpowiedzUsuńDługo nic nie wstawiłaś :( Czy będziesz jeszcze pisać?
Będę, będę! Już niewiele mi zostało do uporania się z pracą i powrotu do pisania. : )
UsuńDziękuję!
wsiąkłam... Czekam na ciąg dalszy ;]
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy, zwłaszcza że już coraz bliżej do kolejnego rozdziału! :D
UsuńBędzie ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuńBędzie! Bliżej niż dalej. <3
Usuńwooow!
OdpowiedzUsuńczekam na więcej :D
zapraszam do odwiedzenia stronki :)
http://fantasybooks.blog.pl/
Uwielbiam twe opowiadanie. Pokłaniam Ci się o wielkaa!;)
OdpowiedzUsuńWybacz że wątpię w twe słowa, ale czy będzie ciąg dalszy?
Jak przevzytałam końcówkę,to aż mnie wcięło :) Świetne,naprawdę. Weny <3
OdpowiedzUsuń