10.2020 - NOWY POST

 

31 gru 2013




Julia nad ranem najwyraźniej przysnęła, bowiem z niespokojnej drzemki wyrwało ją pukanie do drzwi, tak samo głuche i jednostajne, jak poprzedniego dnia. Chwilę trwało, nim oprzytomniała, lecz nie otwierała oczu. Pod stertą szmat i futer było ciepło oraz przyjemnie, szczególnie teraz, kiedy wreszcie po nerwowej nocy udało jej się zasnąć. Nie chciała wstawać i gdziekolwiek iść, a tym bardziej pokazywać się ludziom. Na samo wspomnienie wyczerpujących wyzwań podjętych poprzedniego dnia, czuła się wystarczająco zdołowana. Myśl o ich rychłej powtórce całkowicie zniechęcała do jakiegokolwiek ruchu.
– Pani, czy obudziłaś się już? – Przytłumiony głos Daniela odezwał się zza drzwi. Nastolatka wzdrygnęła się na dźwięk tego oficjalnego zwrotu. O ile mogła przywyknąć do bycia określaną boskimi tytułami przez obcych staruszków, o tyle w ustach szkolnego kolegi za każdym razem brzmiało to sztucznie i absurdalnie. Gdyby parę dni wcześniej przyszła jej do głowy myśl o podobnej sytuacji, zapewne na samo wyobrażenie cała zaczerwieniłaby się jak burak.
Pierwotnie Julia planowała zignorować wszelkie wezwania i pogrążyć się jeszcze we śnie, lecz najwyraźniej młodzieniec nie miał dla niej litości. Uparcie stukał w drewniane drzwi, czekając na reakcję. Dziewczyna niechętnie otworzyła oczy i usiadła na łóżku. W pomieszczeniu wciąż panowały ciemność i duchota; gdyby nie poczucie przemijającego czasu, nie dałoby się określić, czy jest dzień, czy noc.
– Okej, okej, już nie śpię – rzekła słabo, czując, jak bardzo jest wyczerpana. Wciąż pamiętała strach minionej nocy, ten intensywny koszmar i odgłos ciężkich, obcych kroków ledwie parę metrów od niej.
– Mogę na chwilę?... – spytał niepewnie chłopak. Julia już miała odpowiedzieć, lecz wtem przypomniała sobie o zaryglowanych drzwiach, a tuż po chwili – o niezmytym poprzedniego wieczoru makijażu, który musiał majestatycznie rozetrzeć się na spuchniętej od niewyspania twarzy, w dodatku ozdobionej niechlubną koroną z potarganych i częściowo już przetłuszczonych włosów. Blade światło z korytarza teraz na bank dopełniłoby jej wizerunku godnego wiedźmy rodem ze starych baśni dla dzieci. Zatrwożona westchnęła.
– Zaraz, poczekaj. – Przeczołgała się do drzwi i odsunęła rygiel. Następnie pospiesznie i na ślepo poprawiła sobie włosy, przetarła palcami worki pod oczami i wróciła do łóżka, narzucając na siebie szmaty, pełniące funkcję kołdry. – Możesz wejść.
Julia nasłuchiwała skrzypiących drzwi i poczekała, aż chłopak je zamknie. Wtedy odsłoniła głowę i ujrzała ciemną sylwetkę Daniela, który wieszał na oparciu krzesła jakiś gruby materiał, jednocześnie wyjmując coś z kieszeni.
– Masz tu bardzo ciepłą, podbitą futrem narzutę na płaszcz. Zapalić ci świece?
– N-nie! – Gwałtownie zareagowała, kiedy Daniel wyciągał już dłoń z zapalniczką w stronę knota. – Oczy mnie bolą od gwałtownego światła – bezmyślnie wydukała pierwszą lepszą wymówkę, jakby chłopak miał zapalić co najmniej żyrandol. Sama później skarciła się w duchu za te wszystkie obawy, nad wyraz infantylne w zaistniałej sytuacji. Natłok wrażeń i komplikacji sprawiał jednak, że najmniejsza niedogodność urastała do rangi problemu i Julia naprawdę miała nadzieję, że młodzieniec przynajmniej w ciemności nie dostrzegał szczegółów jej niewyspanej i brudnej twarzy. Czuła się wyjątkowo niekomfortowo.
– Dobrze spałaś? – zapytał tak beznamiętnie, że musiała się potem zastanowić, czy była to szczera troska, czy wymuszone pytanie z grzeczności. Tak samo, jak poprzedniego dnia, Daniel usiadł na jedynym krześle w pokoiku. Delikatna strużka pomarańczowego światła z niemal graficzną precyzją kreśliła krawędź przygarbionej sylwetki młodego arcykapłana. Jego przydługie włosy były w nieładzie.
– Niezupełnie – odparła zgodnie z prawdą. Zawahała się chwilę, lecz kontynuowała: – Daniel, czy... czy ty byłeś tutaj w nocy?
– Nie, dlaczego? – Nie ukrywał szczerego zaskoczenia pytaniem.
– Ktoś stał na korytarzu za moimi drzwiami. W środku nocy – wyrzuciła zlękniona, otrząsając się z nieprzyjemnego dreszczu. Chłopak chwilę milczał.
– Jesteś pewna? A nie był to...
– Nie, to nie był sen! – przerwała mu lekkomyślnie, aby dopiero po chwili przeanalizować sytuację. O koszmarze ze świątynią mówić nie chciała, bo głupi wydawał się jej strach przed zwykłymi marami nocnymi, w dodatku w takim miejscu. Ale ten obcy... może faktycznie on również stanowił tylko element snu? Po wypowiedzeniu tego na głos nie była już przekonana, co dokładnie działo się na jawie. Czuła, że znowu bez sensu spanikowała. – Nieważne, chyba faktycznie mi się przyśniło. Zbyt wiele wrażeń – skwitowała z pokorą.
Nie miała pewności, ale zdawało się, że Daniel uważnie ją obserwował przez tych kilka chwil. Jednakowoż nagle oprzytomniał i zaczął mówić typowym dla siebie tonem bez emocji:
– No dobra. Jest trochę przed piątą. Za około godzinę wyruszamy na zachód, do drugiego kompleksu świątyń w obrębie tego łańcucha górskiego. Miejsce, ku któremu zmierzamy, zwie się Ast, zapamiętaj. Powinno ci się spodobać, tam jest zupełnie inaczej. Bardziej... zurbanizowanie – mówił prędko, niemal na jednym wydechu, stopniowo nabierając ekscytacji. Nastolatka słuchała z uwagą. Nie miała zamiaru już w niczym mu przerywać.
– Czeka nas jednak długa droga... To znaczy, biorąc pod uwagę standardy, do których jesteś przyzwyczajona – dodał, lecz tym razem Julia nie doszukała się ironii w jego głosie. – Jutro wieczorem powinniśmy dotrzeć na miejsce. Szybko się wyszykuj i weź swoje rzeczy. Przyjdę po ciebie za jakąś godzinę. Mam nadzieję, że jeździłaś kiedyś na koniu lub czymś podobnym?
– Yyy, kiedyś tak. – To ostatnie pytanie tak bardzo zbiło ją z tropu, że odpowiedziała, nim dotarł do niej jego sens.
– Cudownie. – Daniel wstał prędko i już skręcił ku drzwiom, gdy nagle coś mu się przypomniało i położył jeszcze na stoliczku niewielkie pudełko. – A, masz tu zapałki – rzekł z wyraźnym rozbawieniem, tak że dziewczyna momentalnie zlała się rumieńcem. Czy naprawdę tak łatwo dało się ją rozszyfrować?


Kiedy chłopak wyszedł, zerwała się na równe nogi i po zapaleniu świec zaczęła się ogarniać. Na talerzu pod srebrną miską znalazła odłożoną dla niej porcję z minionej kolacji, którą zjadła z przyjemnością, acz w pośpiechu. Następnie obmyła swoje ciało chłodną wodą z resztką mydła i pozbyła się czarnych pozostałości makijażu z twarzy.
Nie mogła nazwać się czystą, ale jako tako się odświeżyła. Twarz lekko tylko przypudrowała, a żałośnie prezentujące się włosy spięła w luźny kucyk. Małe lustereczko puderniczki ukazywało zmęczoną, przestraszoną buzię. Westchnęła. Nie wyglądała najciekawiej, szczególnie w porównaniu z poprzednim wieczorem, a to znacznie osłabiło jej pewność siebie. Oby kapłani nie zawiedli się tak marnym widokiem swojej bogini, pomyślała.
Cały czas zastanawiała się, co Daniel mógł mieć na myśli, mówiąc o „zurbanizowaniu” drugiej świątyni oraz jeździe na koniu. Idea podróży rumakiem napawała Julię na przemian strachem i ekscytacją. Jej ostatnie doświadczenia z końmi dzieliło z dobrych siedem lat, w dodatku ograniczały się one do nużącego stępu wkoło bądź po linii prostej na sędziwych kobyłach prowadzonych na linie. Z drugiej jednak strony romantyczna wizja samej siebie, majestatycznie prezentującej się na pięknym koniu wśród dzikiej, śnieżnej przyrody, była wyjątkowo kusząca i budziła w nastolatce dawne marzenia.
Julia spakowała swój cały mało okazały dobytek i rozejrzała się po pokoju. Po minionej nocy ta kamienna klitka wydawała się jeszcze bardziej ciasna i nieprzyjemna, toteż dziewczyna z ulgą myślała o nowej sypialni. Odniosła wrażenie, że wszystkie czynności zajęły jej nie więcej niż pół godziny. Usiadła jeszcze na krzesełku, lecz po kilku minutach niecierpliwość wzięła górę.
Kaptur futrzanej narzuty był od wewnątrz przyjemnie miękki, kosmicznie ciepły i tak duży, że częściowo opadał na oczy, zasłaniając pole widzenia. Mimo to Julia nie zdejmowała go, kryjąc tym samym swoją twarz i ewentualne niepożądane emocje. Stukając złotą laską o kamienną podłogę, szła powoli podziemnym korytarzem, zmuszając myśli do odtworzenia właściwej drogi. Nie miała zamiaru biernie siedzieć w komnacie i czekać na Daniela; senność gwałtownie przeszła i została zastąpiona nieposkromioną ciekawością tego, co wydarzy się dalej.
Liczyła, że spotka jednego z kapłanów, który poprowadziłby ją do wyjścia. Błądziła jednak ciemnymi i pustymi korytarzami, co chwila zawracając i skręcając to w nowsze alejki, aż była przekonana, którędy na pewno iść nie powinna. Mijała dziesiątki drzwi, jednych solidnych i zaryglowanych, innych niemal rozpadających się; gdzieniegdzie widziała stosy szmat, siana czy pieńków drewna, w kilku wnękach dostrzegła też bezkształtne resztki kamiennych rzeźb, które niegdyś zdobiły tunele.
Wszystko stare, pełne kurzu, zgnilizny i gdzieniegdzie tylu pajęczyn, że chwilami trudno było stwierdzić, które z pomieszczeń są jeszcze użytkowane, a które opuszczone od lat. Niewątpliwie jednak każdą cząstkę zgniłego powietrza, każdą wyżłobioną przez czas szczelinę, wypełniała atmosfera porzucenia i jedynie reminiscencji dawnych momentów świetności. W niektórych korytarzach nie pozapalano nawet pochodni, przez co zarówno straszyły, jak i hipnotyzowały swoim mrokiem i ukrytymi tajemnicami. Kilkunastowieczna budowla konała, jęcząc świstem zewnętrznego wiatru, a stanowiła przecież najważniejszy ośrodek wiary w boginię życia, w nieśmiertelną Aeis. Dziewczyna się zadumała. Ile historii i pokoleń przewinęło się przez puste pokoje i korytarze? Ile stóp wydeptało te alejki, ile głosów odbiło się od pokruszonych murów, nim zaczęto o nich zapominać? I czy był tam również Daniel?
Nie bała się zagubienia, w końcu kogo jak kogo, ale zabłąkanej bogini na pewno szukaliby do skutku. Jej kroki i stukanie laski odbijały się od popękanych ścian wielowarstwowym echem. Z czasem Julia zauważyła, że światła gęściej porozmieszczane są w korytarzach, które przypominała sobie z poprzedniej wędrówki. Ku własnemu zaskoczeniu, po pewnym czasie trafiła do obszernej komnaty z kominkiem, w której poprzedniego dnia odbyła się uroczysta kolacja. Stąd droga do wyjścia była już prosta.
Przy jednym ze stołów siedział samotnie czarnobrody kapłan w średnim wieku, tak bardzo pochłonięty lekturą pewnej masywnej księgi, że zdał sobie sprawę z obecności nastolatki dopiero, gdy ta zatrzymała się w połowie drogi do wyjścia na kolejny korytarz. Dopalająca się niemrawo świeca na stole sugerowała, że na czytaniu zeszła mu cała noc. Zaskoczony wzrokiem niespodziewanego przybysza, niemal podskoczył na krześle, wyraźnie zmieszany swoją nieuwagą. Zakapturzona, grubo ubrana postać na ciemno odzianych, chudych nóżkach, wystających spod wielu warstw kapoty, skierowała berło ze złotym ptakiem w stronę kapłana i rzekła ciepło:
– Bądź zdrów, mój synu! – Po czym kiwnęła głową, kryjąc lekki uśmiech pod cieniem kaptura i poszła dalej, pozostawiając w komnacie bladego, lecz uszczęśliwionego mężczyznę, który próbował jeszcze wybełkotać jakieś podziękowania.
Kolejnych kilkadziesiąt kroków Julia przeszła na nogach miękkich jak wata, miarowo uspokajając oddech. Nie tyle nawet był to efekt samotnej konfrontacji z nieznanym kapłanem, co samodzielnego podjęcia inicjatywy i świadomego zakłopotania drugiej osoby. Czuła teraz, wyraźniej niż dotychczas, że wykorzystując swoją pozycję mogłaby zmusić wielu do grania wedle jej zasad i wypełnić te dwa miesiące oczekiwania czystym luksusem. Wiedziała jednak, że przy jej charakterze to niemożliwe, bo nie mogłaby się wyzbyć ciągłych wyrzutów sumienia i nieustającego strachu przed wykryciem. Jakie to smutne – pomyślała gorzko – w zaistniałej sytuacji lepszą aktorką okazałaby się osóbka bez skrupułów!


Mroźne powietrze powitało młodą boginię, kiedy przekroczyła drzwi budynku. Na zewnątrz rozpościerały się jeszcze nocne ciemności. Granat mroku łamały nieliczne pochodnie, przytwierdzone do ostałych się fragmentów murów i kolumn, niektórych wysokich nawet na kilkanaście metrów, jakie wyrastały z ziemi niczym kamienne drzewa i podobnie do nich gościły na sobie gromady czarnych ptaków. Na wschodzie nieśmiało jarzyła się pomarańczowa łuna, w większej mierze zakryta przez szczyty górskie. Nad najstarszym kompleksem świątynnym bogini Aeis unosiło się bezchmurne niebo i czyste, ostre od mrozu powietrze. Dziedziniec – o ile w ogóle można było tak nazwać pusty plac pomiędzy zrujnowanymi budowlami – pokrył świeży biały puch, w którym zdążono już tego dnia wyżłobić liczne ślady stóp.
Julia stała i napawała się spokojem, wdychając rześkie powietrze i rozkoszując ciepłem, jakie emanowało od futrzanej narzuty. Po kilku chwilach zaczęła bezwiednie spacerować wśród kamiennych filarów i przekonywać samą siebie, że wcale nie jest tak tragicznie, że w końcu mogła wylądować w świątyni w momencie, w którym nie byłoby tam Daniela, i wtedy zapewne skończyłaby naprawdę marnie. Ostatecznie scenariusz przygody ułożył się perfekcyjnie: została boginią, niczym bohaterka niejednej książki lub filmu, i powinna być za to wdzięczna losowi do końca życia. Odprawi kilka mszy, odpowie grzecznie na pytania i jakoś te dwa miesiące zlecą.
Gdzieś w środku jednak czuła ukłucie goryczy – już nawet nie wyrzutów sumienia, tylko wrażenia i obawy, że nie zasłużyła na takie względy i pomyślne zakończenie historii.
Spojrzała na masyw górskiej ściany na zachodzie, skąd przywędrowała dwa dni wcześniej. Pochodnia przy jaskini już dawno się wypaliła, a w panującym półmroku wzrok nie sięgał daleko, toteż nie mogła dostrzec wnęki – jej jedynej drogi ucieczki z tego świata. Czy portal faktycznie pojawi się dokładnie za dwa miesiące? Daniel niewątpliwie wiedział, co mówi, w końcu podróżował już wiele razy. Co jednak, jeśli świetliste drzwi znikały tylko na chwilę i potem znowu się materializowały? Nawet młodzieniec zdawał się nie ogarniać mechanizmów rządzących tymi fantastycznymi zjawiskami. Być może Daniel zawsze wracał do jaskini o ustalonej porze, podczas gdy tak naprawdę portal pojawiał się o wiele wcześniej, a on o tym nie wiedział.
Julia zacisnęła pięści. Ruszyła niepewnym krokiem po skrzypiącym śniegu w kierunku nierównej ścieżki, która prowadziła wzdłuż skalistej ściany, prosto do wnęki. Na górze roznosiło się wronie krakanie, kiedy mijała kolejne fragmenty zrujnowanych budowli. Postanowiła, że pójdzie teraz do jaskini i sprawdzi, czy portal się przypadkiem nie otworzył. Nie może przecież wyruszyć w długą, nieznaną podróż, marnując jedyną okazję na opuszczenie tego świata wcześniej. Nieważne, że będą jej szukać. Nieważne, że Daniel zostanie sam; on sobie poradzi. Prawda? A Julia wróciłaby do domu, nim wsiąknęłaby głębiej w bagno, do którego sama się wpakowała.


– Hej! – Głośny, pełen emocji krzyk z daleka sprawił, że momentalnie się zatrzymała. Nim jednak zdążyła się odwrócić, w tej samej chwili niecały metr od niej – dokładnie w miejscu, w które ułamek sekundy później wykonałaby kolejny krok – z głośnym hukiem gruchnął ciężko fragment starej kamiennej rzeźby; kawałek głowy i ramienia marmurowej Aeis, wielkości małego samochodu, wgniótł się w podłoże. W połowie rozerwana w makabrycznym rozcięciu martwa twarz łypała pustym okiem na zszokowaną dziewczynę.
Aż zatrzęsła się ziemia pod stopami nastolatki, a kłęby śniegu wzbiły w powietrze, kiedy ta odruchowo odskoczyła, chwiejąc się na nogach i tracąc równowagę. Odpryski kamieni i lodu obsypały ją aż po wysokość piersi. Za sobą usłyszała śpieszne kroki osoby, której wołanie uratowało jej życie. Byłaby upadła cała oszołomiona, gdyby mężczyzna zawczasu nie wyciągnął rąk i jej nie podtrzymał. Tępym wzrokiem Julia spojrzała na Sergiusza.
– Widziałem, jak balansował – powiedział prędko, dysząc i nie ukrywając zaskoczenia. Patrzył to na fragment rzeźby, to na półprzytomną Julię i analizował sytuację. Druga część twarzy bogini musiała ukruszyć się już dawno temu, bowiem na szczycie masywnej kolumny ostał się jedynie fragment ramienia. – Och, pani – Sergiusz zaczął po kilku chwilach – czyżbyś gniewała się na samą siebie?
Mimo wyraźnego poruszenia, zdołał przemycić w tonie głosu ironię, tak bardzo dla niego charakterystyczną. Młoda bogini jednak nie ogarnęła jeszcze, jak srodze otarła się o śmierć i pustym, niemal rozpaczliwym wzrokiem spoglądała w ciemne, drwiące oczy swojego nieszczęsnego wybawcy, w których iskrzył się płomień pobliskiej pochodni. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Jedyną refleksją, jaka obecnie nasuwała jej się na myśl, było pytanie: „Dlaczego akurat on?”.


Niebo na wschodzie barwiło się na różowo, malując śnieżny krajobraz ciemnym fioletem. Groźnie piętrzące się szczyty odległych gór gdzieniegdzie przepuszczały pierwsze tego dnia, nieśmiałe promyki słońca. Pośrodku wąskiej doliny otoczonej zaśnieżonymi zboczami skalnymi po kamiennej dróżce powoli ciągnęły się czarne sylwetki kilkunastoosobowego kordonu. Podzieleni na małe grupki, w równych odstępach po kilkanaście metrów, szli jeden za drugim kapłani najstarszego ośrodka świątynnego bogini Aeis.
Ciągnęli ze sobą obficie obładowane bagażami muły, które z pokorą i tępym spokojem na pyskach posuwały się leniwie naprzód, nadając tempa wyprawie. Na najbardziej okazałej, acz zarazem i apatycznej klaczy siedziała sztywnie wyprostowana Julia, kołysząc się delikatnie w rytm mulego stępu. Nie takiego rumaka sobie wymarzyła, i gdy tylko Daniel przedstawił jej nową towarzyszkę podróży, gorzko zaśmiała się w myślach wraz z ponownie kpiącym z niej losem.
Tak czy siak czuła w tej chwili wielką wdzięczność do swojego fatum, w dodatku z dwóch różnych powodów. Po pierwsze, co było raczej oczywiste, na samą myśl o pokonywaniu nierównej kamienistej drogi na własnych nogach, odzianych co prawda w modne, lecz kompletnie niedostosowane do górskiego terenu kozaki, robiło jej się niedobrze. Po drugie, co było już mniej ewidentne, żywiła wdzięczność za perfekcyjnie zgrane w czasie pojawienie się Daniela, zaledwie parę momentów po felernym wypadku, który rozegrał się na oczach Sergiusza, i który dzięki niemu o mało nie zakończył się tragicznie.
Mężczyzna o koziej bródce, ku wielkiemu niezadowoleniu Julii, nie dość, że był członkiem kapłańskiej eskapady, to jeszcze pełnił rolę swoistego przewodnika, jako osoba najbardziej wprawiona w dalekich podróżach. Było więc pewne, że potowarzyszy orszakowi młodej bogini przez kolejne tygodnie. Przeklinała to w duchu, ze spuszczoną głową wpatrując się w trzymadło niewygodnego, prowizorycznie dostosowanego do kobiety siodła.
Po obu stronach klaczy kroczyli arcykapłani. Jegomościa po lewej pamiętała z minionej kolacji. Pan w średnim wieku bez jednego włoska na głowie zadawał wtedy liczne pytania i bezsprzecznie zachwycał się możliwością obcowania oraz rozmowy z boginią. Nawet teraz, idąc koło niej w milczeniu, był wyraźnie spięty, a ile razy nastolatka zerknęła w jego stronę, gładka twarz otulona futrem przybierała odcień czerwieni.
Julia ciałem skierowana była na prawą stronę, gdzie kroku dotrzymywał jej Daniel. Chłopak szczęśliwie nie odstępował jej już na krok – jedynie wzrokiem skarcił wcześniej za samodzielne wędrówki, niczym matka niesforne dziecko. Chociaż nastolatka rozumiała jego obawy przed wpakowaniem się w kolejne kłopoty, a także czuła się przy nim bezpiecznie, nie do końca pojmowała jego dążenia do pełnej kontroli jej zachowań. Czy wynikało to z braku zaufania, czy czegoś jeszcze? Tym bardziej ją to zastanawiało, że w bezpośredniej rozmowie Daniel zawsze był oschły, do bólu rzeczowy i skryty. Ani razu nie wykryła u niego uczucia innego niż irytacja.
Tym razem również, niedługi czas po opuszczeniu kompleksu ruin, wyraźnie niezadowolony, spoglądał na Julię raz po razie, jakby próbując coś przekazać. Przez pierwsze minuty dziewczyna była przekonana, że wciąż beszta ją za poranną samowolę. Sama ledwie otrząsnęła się z wrażenia „co by było, gdyby”, zatem milczała ze skruchą oraz spuszczoną głową. Po pewnym czasie jednak dotarło do niej, że spojrzenie jasnych oczu Daniela jest ponaglające i chodzi o coś zupełnie innego. Zwróciła się do mężczyzny po prawej stronie:
– Chciałabym na osobności porozmawiać z arcykapłanem Danielem. – Sama zaskoczyła się butnym tonem swojego głosu. – Jeśli pozwolisz... – dodała spokojniej, obserwując narastające podenerwowanie łysego kapłana.
– Ależ oczywiście, pani... – odparł przepraszająco i przystanął, aby dołączyć do grupki, która szła za nimi. Minęła przynajmniej minuta, nim Daniel się odezwał.
– To było dobre – rzekł lakonicznie, lecz to przynajmniej na moment usatysfakcjonowało Julię. – Okej, jak się czujesz?
– Trochę oszołomiona, ale w porządku... – westchnęła, znowu nie odczuwając krzty prawdziwego zainteresowania w głosie chłopaka.
– Może to i lepiej, że trafiłaś akurat na Sergiusza. Jedyne, czego nam teraz brakuje, to więcej podejrzliwych osób – spróbował zażartować. Julii nie było jednak do śmiechu, więc kontynuował już po swojemu: – Muszę ci wyjaśnić jeszcze parę rzeczy. W zasadzie to nic innego nie powinienem teraz robić, jak tylko wtajemniczać cię w te przeklęte realia. Nie wiem, jak stoisz z nauką historii, ale to zabrzmi podobnie do lekcji, zatem słuchaj uważnie.
Nastolatka chłonęła jego słowa w skupieniu. Nawet poirytowany głos Daniela brzmiał dźwięcznie i lekko, słuchało się go z czystą przyjemnością. Mówił cicho i ostrożnie, bacznie sprawdzając, czy aby pobliscy kapłani ich nie słyszą.
– Widzisz, wiara w Aeis nie jest obecnie jedyną religią w Ardmorze. Właściwie jest ona jedynie częścią wielkiej religii obejmującej jeden panteon bóstw, wśród których Aeis oraz Ageon są najważniejsi. Niegdyś, chociaż wtedy mnie tu jeszcze nie było, wiara w bogów wyglądała podobnie do politeizmu starożytnych Greków czy Egipcjan. Wszystko zmieniło się tysiąc pięćset lat temu po przybyciu pierwszego wcielenia Aeis...
Tu na chwilę urwał i zerknął na Julię, jakby sprawdzając, czy ta nadąża. Nastolatka kiwnęła głową i duchu pomyślała, że faktycznie, brzmi to jak wykład na lekcji historii. Z tą różnicą jednak, że takiego nauczyciela słuchało się nieporównywalnie przyjemniej.
– Po pojawieniu się Aeis wiara w boginię prawdy rozkwitła – kontynuował. – Wtedy też powstał pierwszy ośrodek świątynny, a później cała masa kolejnych, gdzie czczono wyłącznie ją, niczym chrześcijańskiego Boga. Gorliwość wierzącego ludu, który przez długie lata rozpowiadał o objawieniu bogini, ogarnęła cały Ardmor. Aeis była jak dotąd jedynym bóstwem, które osobiście zstąpiło do swych śmiertelnych dzieci, potwierdzając tym swoje istnienie. Jak możesz się domyślić, wielu zwątpiło wtedy w prawdziwość pozostałych bogów. Zepchnięto ich na dalszy plan, szczególnie po wydaniu królewskiego rozporządzenia, które ustanowiło wiarę w Aeis czymś w rodzaju religii państwowej... Nadążasz?
Dziewczyna ponownie kiwnęła głową. Opowieść nie była na razie zbyt skomplikowana, chociaż zapewne zgubiłaby się, gdyby nie przeczytała wcześniej książki o mitologii. Trochę też mina jej zrzedła, kiedy zrozumiała, że w to wszystko oczywiście wmieszana jest polityka.
Krajobraz tymczasem powoli nabierał innego charakteru. Z ośnieżonych ścian wąwozu ostało się strome górskie zbocze po lewej stronie, po prawej zaś, wśród licznych białych pagórków lub nagich, ostrych skał, zaczęły pojawiać się pierwsze, wyjałowiałe rośliny. Suche kępy trawy przeplatały się z gołymi krzakami, coraz gęściej rozmieszczonymi. Złote światło porannego słońca przebijało się przez góry w oddali, oblewając twarze wędrowców przyjemnym, ciepłym blaskiem.
Przez cały czas lekko przymrużone oczy Daniela obserwowały Julię, badając jej reakcje. Peszyło ją to, ale także irytowało. Zupełnie, jakby wątpił w jej intelekt czy możliwości rozumienia. Oczywiście orłem z historii, ani tym bardziej polityki nie była, bystrością umysłu też zazwyczaj nie grzeszyła, no i ostatecznie wylądowała w Ardmorze z własnej głupoty – jednak to wszystko nie było powodem do traktowania jej z góry. Prawda?
– No i wtedy się zaczęło... – ciągnął Daniel. – Przez setki lat świątynie poświęcone Aeis mnożyły się i rozwijały, a pierwszy kompleks świątynny, z którego zostały teraz niemal same ruiny, tętnił życiem. Ludzie pielgrzymowali tu z najdalszych rejonów kontynentu, jedni pragnący doznać objawienia, inni z czystej ciekawości ujrzenia miejsca, po którym stąpała bogini. Mijały całe pokolenia, a lud Ardmoru żył w ciągłym oczekiwaniu jej powrotu. Co pół wieku należało restaurować świątynie, przygotowując je do ponownego przybycia bogini. Z czasem jednak... – tutaj westchnął z żalem – ...ludzie zaczęli wątpić.
– Dlaczego? – Julia była szczerze zaintrygowana, widząc zwłaszcza, jak jej rozmówca posmutniał. Mróz przyprawił jego nos i policzki chłodnym różem, przez co skóra twarzy wydawała się jeszcze bardziej blada niż zazwyczaj.
– Nie pamiętali już przybycia Aeis, z faktu historycznego stało się ono jednym wielkim mitem. Zawiedli się w wieloletnim oczekiwaniu na jej powrót. Zmęczyli tymi samymi opowieściami przekazywanymi od pokoleń. Wielu odwróciło się od bogini i wróciło do kultu całego panteonu, inni zaczęli czcić tylko niektórych bogów. Istniejące wcześniej sekty rozszerzyły działalność, rosnąc w siłę, zrzeszając nowych członków i buntując ich przeciwko istniejącemu systemowi. Ród królewski popadł w konflikt z rządem, a efektem tego był koniec finansowego wspierania kompleksów świątynnych. Mniej więcej dwieście lat temu rozpoczęły się zamieszki zwolenników zniesienia nakazu kościelnej daniny i ogólnie odgórnej wiary. Świątynie podupadły. A to nie wszystko.
Głos Daniela nabierał coraz więcej emocji, a każde kolejne zdanie chłopak wypowiadał szybciej, nie mogąc nadążyć za własnymi myślami. Wpatrzony w drogę przed sobą, otoczoną przez coraz ciekawszy krajobraz, wzrokiem był zupełnie gdzie indziej.
– Kult Ageona rósł w siłę. Szerzono przekonanie, że skoro już bogini objawiła się śmiertelnikom, czas na jej męża, boga śmierci i kłamstwa. Wedle pierwotnej mitologii, odtworzonej ze skrawków zachowanych pism, oznaczałoby to... coś w rodzaju sądu ostatecznego. No, po prostu koniec świata. Mało tego. Wyznawcy Ageona przekreślają jakikolwiek wpływ Aeis na nasze życie. Uważają, że kobieta jedynie mogła dać początek ludzkości, podczas gdy, banalnie mówiąc, tylko facet jest w stanie nią dalej kierować.
– Pff... – parsknęła Julia, chcąc podkreślić swoje oburzenie i pokazać młodzieńcowi, że zrozumiała całą opowieść. Mimo iż lista pytań znowu rosła w głowie dziewczyny, nie było jej stać na mądrzejszy komentarz. Daniel jednak spojrzał na nastolatkę śmiertelnie poważnie.
– Och, Julio... Żyjemy właśnie w czasach największego kryzysu wiary w naszą panią. Ja to wszystko widziałem; obserwowałem na własne oczy, jak świątynie upadały, jak stopniowo ludzie się od nas odwracali... Będąc bez żadnej nadziei na ratunek. Aeis nie chciała powrócić. A teraz zjawiłaś się ty. – To ostatnie słowo wyraźnie podkreślił, wprawiając nastolatkę w osłupienie. Nim jednak zdołała wykrztusić z siebie jakiekolwiek pytanie, Daniel już spieszył z wyjaśnieniem:
– Widzisz... Kiedy wczoraj powiedziałem ci, że „to” może się udać, miałem na myśli nie tylko naszą szopkę z tobą jako Aeis przed kapłanami, chociaż to pierwszy etap planu. Dlatego wszystko musi być perfekcyjnie odegrane, nie możesz popełnić najmniejszego błędu. Nie odprawiamy bowiem teraz zwykłej pielgrzymki po świątyniach, aby ludzie mogli się tobą pozachwycać, o nie. Idziemy prosto do miasta Mosmor, stolicy Ardmoru. Wskrzesimy wiarę na nowo. Musimy pokazać rządzącym najprawdziwszą, w ich wierzeniu, boginię Aeis, która powróciła na ziemię. – Oczy Daniela zrobiły się wielkie. – Tak, jak obiecała...
Cisza, przerywana odgłosami dalekich rozmów i mało uroczym fukaniem muła, trwała kilka minut. Słońce już dawno wzniosło się ponad horyzont, rozświetlając błękitne niebo i porażający jasnością śnieg. Ciągnąca się od kilometrów wielka ściana skalna coraz gęściej obrastała w zielonkawy puch, natomiast po drugiej stronie zaczęły pojawiać się nieduże zbiorowiska bliżej nieokreślonych drzew iglastych.
Julia nie odzywała się. Nie była pewna, czy Daniel skończył i czekał teraz na jej reakcję, nie mogła się jednak zdobyć na żadne słowa. Była przytłoczona ilością oraz treścią informacji, a także nie do końca uświadamiała sobie ich sens. W jaki sposób niby ma przekonać króla – czy kto tam rządził Ardmorem – że to właśnie ona jest prawdziwą Aeis? Jak Daniel to sobie wyobrażał? Czym innym byli kapłani, całe lata żyjący w izolacji, a czym innym elita wielkiej krainy. O ile po minionym dniu była przynajmniej przekonana, że młodzieniec ma wszystko pod kontrolą, o tyle teraz zaczynała wątpić, czy on oraz reszta kapłaństwa w ogóle zdają sobie sprawę z tego, na co się porywają.
Wzrastało w niej niezadowolenie i bezradność. Dlaczego ma to robić? Przecież nawet nie wierzy w tę całą Aeis. Nie chciała być wykorzystywana do jakichś durnych celów politycznych, na których nawet jej nie zależało. Czy Daniel w ogóle rozważył jej szanse? No dobrze, biorąc pod uwagę już jeden publiczny występ i przynajmniej kilka kolejnych przed dotarciem do stolicy, miał prawo założyć, że da radę. Może... może faktycznie jest to możliwe, pomyślała. Być może chłopak wierzył w Julię bardziej niż ona sama. Ale jakie miały wyniknąć z tego korzyści dla niej?
Zbyt wiele wątpliwości ogarnęło teraz najbliższą przyszłość nastolatki. Wolała ochłonąć i przemyśleć tę sprawę raz jeszcze, ale później.
– Daniel... – odezwała się po dłuższej przerwie, akurat w momencie, w którym przeleciała nad nimi para ćwierkających ptaków. – Dlaczego w ogóle tak bardzo zależy ci na tym, aby ludzie wierzyli w Aeis? Dlaczego ty wierzysz? – Serce zabiło jej mocniej przy ostatnim pytaniu, gdyż wiedziała, jak drażliwy to temat. Młody arcykapłan spoglądał znużonym wzrokiem na drogę i odparł:
– Pamiętam czasy dawnej świetności. Pamiętam piękne, marmurowe komnaty, idealne posągi, bujną roślinność, sprowadzaną z krańców świata. Pamiętam uroczyste ceremonie, na które zjeżdżali się najstarsi arcykapłani. Aeis była tam z nami, jej obecność czuło się w każdej istocie i w każdym miejscu. – Przerwał nagle, nad czymś się zastanawiając. Julia przygryzła dolną wargę; nie otrzymała pełnej odpowiedzi na swoje pytania. Po chwili namysłu chłopak kontynuował tonem przygnębienia: – Byłem tam, kiedy kwitnęliśmy, byłem także, jak umieraliśmy. Z wizyty na wizytę świątynie popadały w coraz większą ruinę, wielcy arcykapłani odchodzili, a z nimi odchodziła też Aeis. Lecz tak naprawdę mnie tam nie było. Nic nie mogłem zrobić. Pojawiałem się raz na dwa, trzy lata, czasem i rzadziej. Może gdybym dał radę zjawiać się częściej...
Młodzieńcowi załamał się głos. Julia słuchała w oniemieniu, nie rozumiejąc, lecz współczując. Pragnęła bardzo poznać przeszłość Daniela, a przynajmniej dowiedzieć się o jego powodach podróży do Ardmoru i bycia kapłanem bogini, co do której istnienia miała wiele wątpliwości.
– Dlaczego nie mogłeś przychodzić tu częściej?
– Mam ojca w szpitalu – odrzekł krótko Daniel. – I zawaliłem już jeden rok w szkole.
– Och... – Julia odruchowo przyłożyła dłoń do ust. Jakoś nie rozważyła wcześniej tak przyziemnych powodów. – A twoja mama? Czy wie... – spytała spiesznie, lecz po chwili żałowała swojej przesadnej ciekawości:
– Nie żyje.
– Ojej... Przepraszam.
Nastolatka zakłopotała się. Daniel powiedział to tak beznamiętnie i stanowczo, jakby znowu zabrnęła o jedno pytanie za daleko. Było jej bardzo przykro. Chłopak przeżył wiele trudnych chwil, których rangi nie mogła sobie nawet wyobrazić, i jednocześnie najwyraźniej dusił wszelkie emocje w sobie. Było wątpliwe, czy komukolwiek poza Julią zdradził wcześniej więcej informacji. Tyle lat, które łącznie minęły, kiedy siedział w Ardmorze, zapominając o zewnętrznych realiach. Tyle samotnych chwil przeżytych w szarej rzeczywistości współczesnego świata, które były jedynie wyczekiwaniem, aż ponownie będzie mógł przekroczyć świetlisty portal.
Żył w obu uniwersach, a jednak nie należał do żadnego. Samotny, z jednej strony otoczony śmiercią przyjaciół w ciągu całych pokoleń, jakie mijały w Ardmorze, z drugiej pozbawiony codziennego ciepła najbliższej rodziny. Gdzie znajdował się jego prawdziwy dom? Jak w tym wszystkim udawało mu się jeszcze uczęszczać do szkoły, a nawet na imprezy?
Wszystkie te myśli bombardowały umysł dziewczyny, kiedy mijali kolejne skaliste pagórki i drzewa. Droga, która dotychczas wydawała się prosta, musiała skręcać lekko na prawo, bowiem z czasem masywy górskie w oddali zaczęły się przesuwać, odsłaniając wysoko unoszące się słońce w pełnej krasie.
Szli już jakieś cztery godziny. Daniel nie odzywał się od dobrych sześćdziesięciu minut, pogrążony w myślach tak bardzo, że raz o mało się nie potknął o jeden z licznie usianych na drodze kamieni. Żaden z członków kapłańskiej eskapady nie zdecydował się jednak na dołączenie do nich. Sergiusz znajdował się na przedzie, tak daleko, że Julia przynajmniej na czas wyprawy mogła o nim zapomnieć.
– Jul... – niespodziewanie odezwał się Daniel, aż nastolatkę przeszedł dreszcz. W połowie słowa jednak przerwał, gdyż grupa kapłanów przed nimi gwałtownie się zatrzymała, zasłaniając jednak swoimi sylwetkami powód poruszenia. Zaskoczone muły zarżały rozpaczliwie, gdy Julia z młodym arcykapłanem powolnym, pełnym napięcia stępem dochodzili do rozmawiającej z przejęciem grupy na przedzie. Ich oczom ukazał się obficie odziany w skóry mężczyzna na czarnym, żwawym koniu. Rumak wysoko unosił nogi, nie mogąc ustać w miejscu, jakby zatrzymał się właśnie po długim, prędkim galopie i rozpędzony nie chciał zwalniać tempa. Zarówno on, jak i jeździec ciężko dyszeli.
Kiedy Daniel i Julia podeszli do kapłanów, zapadła cisza. Jasne oczy posłańca płonęły, a poliki i nos pokryły się rumieńcem, kiedy w zdenerwowaniu, nie zdając sobie nawet sprawy z obecności bogini, zachrypniętym głosem przekazywał wiadomość:
– Znaleźli go... znaleźli... ziemskie wcielenie Ageona!

Komentarze:

  1. OOOOOOOOOOŁŁŁ maaaaj dzieje się! i co teraz nei mogę sie doczekać ich spotkania ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to jeszcze z kilka rozdziałów przynajmniej. ;) Dzięki! :D

      Usuń
  2. Świetne! I koniec... aż się zachłysnęłam ze zdziwienia ^^ Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć!! :D Kolejny rozdział... najpewniej w styczniu. Co prawda w tym miesiącu się przeprowadzam i nie wiem, jak będę stać z czasem, ale dołożę wszelkich starań. :)

      Usuń
  3. I co ona teraz musi grać jego żonę?! Przecież on jej nie zna! A może zna? Co ty kombinujesz? o.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. :D Nie zaprzeczę, że będzie się działo, chociaż wszystko w swoim czasie. ^^

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Jest bardzo mało ludzi, którzy piszą ją ty :)
    Nie mogę się doczekać następnych przygód Julii, bo z każdego rozdziału na rozdział jest coraz lepiej! Kiedy przeczytałam koniec to zdziwiłam się. Myślałam, że znajdą jego wcielenie trochę później. :))
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! Fajnie, że tak uważasz. : )
      To, że już znaleźli wcielenie Ageona nie znaczy, że akcja wystrzeli teraz jak z procy. Na wszystko przyjdzie czas. ;)

      Usuń
  5. Ach, te Twoje nieziemskie opisy. Osobiście nie przepadam za opowiadaniami, gdzie opisy ciągną się bez końca i wolę mieć to bardzo często urozmaicane wypowiedziami bohaterów, ale u Ciebie jest coś takiego... Nie wiem, jak powinnam to określić, żebyś w miarę mnie zrozumiała. To po prostu chce się czytać. To tak jak bierzesz książkę i obiecujesz sobie, że to ostatni rozdział - zaraz idziesz spać. Jednak po chwili zdajesz sobie sprawę, iż prędzej wolisz chodzić niewyspana z worami pod oczami, niż nie dowiedzieć się, co wydarzyło się w kolejnym rozdziale. Takie uczucie mam w przypadku Twojego opowiadania. Nie raz zdarzało mi się w innych historiach po prostu omijać opisy, bo były beznadziejne. A u Ciebie, jakbym je ominęła, miałabym takie wyrzuty sumienia jak w przypadku "tego ostatniego rozdziału". Trochę dziwnie to chyba wytłumaczyłam, aczkolwiek to niesamowite, w jak naturalny i cudowny sposób potrafisz opisać ten świat. Tak sobie czytam i czytam, i zastanawiam się, czy można by było opisać to jeszcze lepiej. Chyba jednak nie.
    Uwielbiam to, że poruszasz kwestie tak często omijane w podobnych opowiadaniach - higiena, takie bardziej przyziemne rzeczy, ale niezbędne do tego, ażeby cała historia była stuprocentowo realistyczna. Tak sobie pomyślałam, co będzie, jak ona dostanie okres... To by było zabawne :D
    Narzekałam na Sergiusza, ale kurde no - lubię go. I wiem, że niezależnie od tego, kim będzie ludzkie wcielenie Ageona, jego też będę lubić, a nawet uwielbiać! Ciekawa jestem tylko, czy jeśli to jest taki prawdziwy Ageon (wątpię, czy ktokolwiek inny wpadł na pomysł podszywania się pod wielkiego boga/boginię), w jaki sposób oni spróbują go oszukać. No bo w końcu to też bóg, mogliby sobie rozmawiać o wszystkich sprawach związanych z byciem nadprzyrodzoną istotą, a tu buuum - to nie jest Aeis. Jakby chcieli przekonać mieszkańców Ardmoru (mam nadzieję, że dobrze napisałam) do uwierzenia z powrotem, że tak to nazwę, czy to będzie jakoś podzielone? No wiesz, z jednej strony chcieliby, żeby to kult Ageona został przywrócony, a z drugiej - Aeis. W sensie, że nie razem... Cholera, nie wiem, jak mam to wytłumaczyć i czy jest minimalnie zrozumiałe. Jeśli nie - poczekam aż będziesz to wyjaśniać :D
    Pozdrawiam, dużo szczęścia w Nowym Roku <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow, ŚWIETNE!!! Kocham to :3. Jak mogłaś skończyć w takim momencie, ja chcę już wiedzieć kim jest to ziemskie wcielenie Ageona XD. Czekam na kolejny rozdział,
    Angie, twoja oddana czytelniczka :)
    tytankiwschodu.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, naprawdę! Czytało się szybciutko i ciekawie, człowiek tylko chłonął kolejne litery, wyrazy, zdania! Wspaniała historia, bardzo niezwykła. A te opowieści? Świetne! Powiem Ci, że po wysłuchaniu gadki Daniela, tak myślałam, że pojawi się kolejne wcielenie, ale i tak cudnie. Trzymaj tak dalej, słońce!
    ~~Lou Leen

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz lepiej władasz internetowym piórem :DJuż od pierwszego rozdziału urzekła mnie historia Julii :) Opisy miejsc są tak realistyczne, że aż mam wrażenie jakbym tam była :) Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :) P.S: Powodzenia w bezproblemowej przeprowadzce:) Ja tam zgubiłam swojego iPoda i wiele innych rzeczy, ale mam nadzieję, że Ciebie ominą takie nieprzyjemności :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej ale się teraz boje... Jeśli to będzie prawdziwy bóg i będzie chciał zniszczyć Julie za jej kłamstwa?? Marzy mi się żebyś wstawiła kilka rozdziałów na raz bo po prostu nie mogę wytrzymać mogła bym czytać i czytać. Ale wiem przecież że i tak starasz się dać nam rozdziały jak najszybciej. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. No to się porobiło :d Ale po kolei, i tak w większości znowu będę jak zwykle chwalić, więc może zacznę od tego, co mi się rzuciło w oczy. Nie podobają mi się te potoczne wtrącenia w narracji ("Blade światło z korytarza teraz na bank dopełniłoby jej wizerunku", "kosmicznie ciepły"). To by mogło być na miejscu, w końcu główną bohaterką jest nastolatka, ale większość narracji jest prowadzona w zupełnie inny sposób. Jak dla mnie te wtrącenia pasują jak pięść do oka przy zdaniach takich jak: "Kilkunastowieczna budowla konała, jęcząc świstem zewnętrznego wiatru". To oczywiście moje zdanie, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie wytknąć. Pasowałoby w wypowiedziach, w przemyśleniach Julii (ewentualnie Daniela), ale już w samej narracji - nie bardzo. No i jeszcze (tu nie byłam pewna, ale aż sprawdziłam, bo mi zgrzytało) - poprawna odmiana to chyba stępa, nie stępu. Może i się czepiam pierdół, ale do nie ma zbyt wielu rzeczy, do których można się przyczepić, a do czegoś przecież czasem trzeba ;)
    No i to tyle zrzędzenia, dalej chciałam pochwalić to jak fajnie, realistycznie oddajesz uczucie Julii i jej zmartwienia błahymi problemami - niby głupota w takiej sytuacji, no ale jednak kto by chciał, żeby fajny facet cię widział z tłustymi włosami ;) Bardzo się cieszę, że przybliżyłaś postać Daniela, coraz bardziej go lubię. Może to "pozbawiony ciepła rodzinnego, wszędzie obcy" zalatywałoby tanią dramą, ale sposób przedstawienia uratował sytuację - żadnej histerii "nic o mnie nie wiesz, bo moja rodzina to...", tylko zarysowanie obrazu sytuacji, nie pozbawione emocji, nie przedramatyzowane. No i Sergiusz, Sergiusz jest super. Z jednej strony jest kreowany na typowy czarny charakter, ale po tym rozdziale sądzę, że odegra bardziej niejednoznaczną rolę. To jest fajne, takie postacie są najlepsze :)
    Na koniec jeszcze biję pokłony na cześć Twojej umiejętności opisywania przyrody. Jak dla mnie to prawdziwy majstersztyk, bardzo zgrabnie operujesz słowem, tworzysz przed oczami żywe obrazy i kreślisz wyraźną atmosferę. Podziwiam i zazdroszczę.
    (a tak pod koniec pozwolę sobie napomknąć - bo kiedyś mówiłaś, że wygodniej byłoby Ci gdybym miała bloga na blogspocie - że się tam przeniosłam, więc jeśli znajdziesz kiedyś chwilkę to nowy link to http://hail-to--the-king.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja podejrzewam, iż Sergiusz może potajemnie wyznawać wiarę w Aegona. Czekam, aż Julia spotka ziemskie wcielenie męża Aeis. Rozdział cudowny, do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na ocenę. :)
    http://smocza-ocenialnia.blogspot.com/2014/01/2-aeis-faszywa-dusza.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratulacje!
    Twój blog został nominowany do LBA. Szczegóły :
    http://czlowiek-ktory-sie-nie-narodzil.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-lba.html
    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej!!! Nominuję cię do Liebster Award! Zasługujesz na to, masz świetnego bloga! Więcej informacji: http://nicniedasiecofnac.blogspot.com/2014/01/liebster-award-23456.html
    Pozdrawiam, Dżoana ;**

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział <3 uuuu zakochałam się w twoim blogu czekam na następny rozdział z niecierpliwością :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Wzięłam się za nadrabianie zaległości (lepiej późno, niż wcale, prawda?). W moim przypadku niestety było to bardzo późno, za co równie bardzo przepraszam. Widzę, że bardzo dawno nie dodawałaś nowego rozdziału, a ja już chcę wiedzieć, co się będzie działo! Dodawaj szybciutko :D
    Jestem pod wrażeniem, jak dobrze piszesz. Niczym prawdziwa pisarka, która ma na swoim koncie już kilka powieści. Pisałaś coś przed Boginią? Jeśli powiesz, że nie, to naprawdę mocno się zdziwię, bo Twój styl jest cudowny.
    Co do samej historii to rozwija się powoli, wciągając czytelnika i nie pozwalając mu odejść. Wykreowałaś wspaniałych bohaterów, z dobrze zarysowaną przeszłością i charakterem. Cały pomysł na opowiadanie również jest niebanalny, powiedziałabym nawet, że bardzo dobry, a dość rzadko mam taką opinię o blogach. Polubiłam również Julię, a to bardzo dobrze, gdyż często nie trawię głównych bohaterek. Julii się jednak nie da nie lubić. Byłoby dziwne, gdybym nie wspomniała o Danielu - mojej ulubionej postaci! Jest naprawdę nieprzewidywalny i właśnie to w nim lubię, a między nim i Julią fajnie iskrzy. Zastanawia mnie również postać Sergiusza... Ciekawe, jak dalej potoczą się jego losy. Świat przez Ciebie wykreowany jest pełen magii i... jednym słowem: niesamowity. Co więcej, nie robisz (a przynajmniej ja nie wyhaczyłam) żadnych błędów, co jest naprawdę godne podziwu. W sumie jedyne co nie jest godne podziwu to to, że tak długo każesz nam czekać z nowym rozdziałem :D Wprost nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że gdy już go dodasz uda mi się skomentować jako jednej z pierwszych (:
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Wooooooooow!!! Świetny blog !! Musze ci przyznać ,że jestem ciekawa co będzie dalej. Gdy przeczytałam ten rozdział prawie co udławiłam się z zdziwienia. Aaaaa,żebym nie zapomniała popraw błędy ortograficzne bo masz ich trochę , ale pozatym naprade jest super. Oceniam go 12 na 12

    OdpowiedzUsuń
  18. kiedy następny rozdział? jest już marzec... tak tylko mówię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem. I bardzo nad tym ubolewam. Powoli wychodzę na prostą, ale to jeszcze trochę potrwa. Niemniej jednak ciąg dalszy nastąpi na pewno - bo chęci i pomysły to ja mam, oj mam. Tylko czasu nie. :(

      Usuń
  19. Świetny blog ;3
    Zapraszam do mnie:
    http://historiedopoduszki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. oooł maaaj. taki moment i przerwałaś ;-; biedna Julia. ma mocno przerąbane... o ile to wcielenie jest prawdziwe.
    z niecierpliwością czekam na rozdział kolejny! :D
    ~paranoJA

    OdpowiedzUsuń
  21. Pięęknee. Masz wielki talent ;3
    Długo nic nie wstawiłaś :( Czy będziesz jeszcze pisać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę, będę! Już niewiele mi zostało do uporania się z pracą i powrotu do pisania. : )
      Dziękuję!

      Usuń
  22. wsiąkłam... Czekam na ciąg dalszy ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza że już coraz bliżej do kolejnego rozdziału! :D

      Usuń
  23. Będzie ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń
  24. wooow!
    czekam na więcej :D
    zapraszam do odwiedzenia stronki :)
    http://fantasybooks.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  25. Uwielbiam twe opowiadanie. Pokłaniam Ci się o wielkaa!;)
    Wybacz że wątpię w twe słowa, ale czy będzie ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak przevzytałam końcówkę,to aż mnie wcięło :) Świetne,naprawdę. Weny <3

    OdpowiedzUsuń

Ładnie proszę nie nominować mnie do LBA. :)
Jeśli masz zamiar zareklamowac swojego bloga czy cokolwiek innego, zrób to proszę w SPAMOWNIKU. ^^

- Copyright © Aeis: Fałszywa Dusza ~~ opowiadanie fantasy - Powered by Blogger - Base theme designed by Johanes Djogan -